Bilans kosmetyczny marca 2016
Luty, jak może pamiętacie, obfitował w nowości kosmetyczne. Zużyłam ostatnio sporo produktów i musiałam znaleźć im zastępców. Marzec był jednak całkowitą tego odwrotnością - było w nim zarówno mało zużyć, jak i nowych kosmetyków. Nie przedłużając, zapraszam Was na bilans kosmetyczny! Zacznę standardowo od pustych opakowań.
1. Bielenda Super power mezo serum
Było bardzo wydajne, przez 2 miesiące używania na noc zużyłam zaledwie niecałą 1/3 opakowania. Na tym jednak nasza przygoda się skończyła, bo reszta produktu wylała mi się w kosmetyczce podczas podróży. Nie nadaje się więc do zabierania ze sobą! A co do działania - niestety nie zauważyłam żadnych specjalnych efektów, ani regulacji wydzielania sebum, ani zwężenia porów czy rozjaśnienia przebarwień, które obiecuje producent. Nie wykluczone, że używałam go zbyt krótko, ale mimo wszystko chyba nie skuszę się ponownie.
2. Ziołowy peeling enzymatyczny Organique
Wspominałam Wam o nim przy okazji wpisu o mojej pielęgnacji twarzy. Był to dobry produkt, świetnie się sprawdzał, gdy stan mojej cery nie pozwalał mi na peeling mechaniczny. Skóra była miękka i zupełnie nie podrażniona (choć wiem, że niektórzy na to narzekają, u mnie żadne podrażnienie, szczypanie czy zaczerwienienie nie występowało). Nie jest jednak tani i mam też ochotę przetestować coś nowego, więc na razie do niego nie wrócę.
3. Lakier Essie Watermelon
Odkąd zaczęłam nosić hybrydy, powoli staram się wykańczać zwykłe lakiery. I tak właśnie arbuzek od Essie sięgnął dna. Już prawie zapomniałam, jak lubiłam ten odcień.Zdecydowanie jest to jeden z tych kolorów, który warto mieć. Nie spotkałam jeszcze jego idealnego odpowiednika. W dodatku krył przy jednak warstwie! No i jakość, jak to w przypadku lakierów Essie, dla mnie super.
4. Krem do rąk L'Occitane 20% shea
Mój ulubiony krem do rąk, pisałam Wam już o nim w ulubieńcach. Jest treściwy i ekspresowo rozprawia się z suchą i ściągniętą skórą dłoni. Najlepiej nawilżający krem, jaki miałam do tej pory. Szkoda tylko, że nie jest trochę tańszy.
5. Olej śliwkowy z Biochemii Urody
On również był moim ulubieńcem. Świetnie się sprawdza stosowany na końcówki włosów. Jest lekki, więc ich nie obciąża i nawet delikatne włosy nie wyglądają, jakby były tłuste. Do tego pachnie słodko, jak marcepan, i cenowo w stosunku do wydajności wypada świetnie.
6. Pomadka Alterra Granat i aloes
Wersja rumiankowa, o której pisałam Wam tutaj, świetnie się u mnie sprawdziła, więc sięgnęłam po tą. I niestety bardzo się rozczarowałam. Była bardzo tłusta i miękka, łamała i topiła się podczas nakładania. Zostawiała na ustach bardzo grubą warstwę produktu. No i po raz kolejny zapach - czy alterra wymyśli w końcu inną linię zapachową? Nie podoba mi się uczucie nakładania na usta czy twarzy odżywki do włosów, z którą ten zapach najbardziej mi się kojarzy.
7. Próbka kremu do twarzy L'Occitane 5% shea Light
Bardzo przyjemny krem na dzień. Dobrze sprawdził się pod makijaż. Gdyby cena była niższa, to skusiłabym się prawdopodobnie na zakup, bo mnie zaciekawił.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o zużycia. Nie ma tego dużo, a nowości będzie jeszcze mniej. Jedyne co w marcu kupiłam, to zestaw miniatur Too Faced, o których pisałam Wam w osobnym poście. Olejek Magic Rose to natomiast miły prezent od marki Evree. Już od dawna chciałam go przetestować, więc w końcu mam okazję.
Znacie te kosmetyki? Macie o nich podobne zdanie, czy może zupełnie inne? Koniecznie dajcie znać!