Perełki września i października - naturalna pielęgnacja twarzy, akcesoria makijażowe, książki, serial i film


Medal dla tej osoby, która powie mi gdzie właściwie podział się wrzesień i październik oraz jakim cudem mamy już listopad! Ale to oznacza, że czas przedstawić perełki minionych tygodni. Odkryłam ostatnio kilka naprawdę fantastycznych produktów pielęgnacyjnych, ale znajdzie się też kilka poleceń niekosmetycznych.


Pielęgnacyjne odkrycie ostatnich tygodni - marka Lush Botanicals


Kilka tygodni temu w moje ręce trafiły trzy produkty nowej dla mnie marki. I choć długo nad tym myślałam, to z czystym sumieniem chciałabym Wam dzisiaj polecić całe to trio, bo każdy z nich na to zasługuje. Zacznę może od tego, że nie pamiętam kiedy ostatnio coś spodobało mi się aż tak bardzo już od pierwszego użycia, a w dodatku biorąc pod uwagę fakt, że mowa tutaj o kilku kosmetykach tej samej marki. Ale do rzeczy - olejek do demakijażu, tonik i krem pod oczy. Wszystkie z nich zamknięte w ciemnych, szklanych opakowaniach i bez zbędnych konserwantów w składzie. Pierwszy z nich pięknie pachnie cytrusami, szybko rozprawia się z makijażem a na koniec emulguje do leciutkiej emulsji i można go zmyć za pomocą wody. Skóra jest potem dokładnie, ale przy tym bardzo delikatnie oczyszczona, miękka i gładka, nie pojawia się nieprzyjemne uczucie ściągnięcia. Jako jedyny z tej trójki nie musi mieszkać w lodówce, a zużyć go musimy w ciągu 9 miesięcy.

Tonik-esencja wyparł wszystkie nawilżające toniki, jakich używałam do tej pory. Wodnista konsystencja wydaje się bardzo niepozorna, ale ma moc! Cieniutka warstwa wklepana w cerę (tonik nakładam za pomocą dłoni) pozostawia uczucie, jakby na skórze był już nie tylko tonik, ale jeszcze jakieś lekkie serum nawilżajace. Dla cer suchych, którym przyda się dodatkowa warstwa nawilżająca będzie świetnym uzupełnieniem pielęgnacji, a dla mieszanych i tłustych razem z lekkim kremem może stanowić podstawę codziennej rutyny. Do tego wszystkiego trzeba jeszcze wspomnieć o dobrej wydajności (przy palikacji płatkami kosmetycznymi zapewne będzie ona nieco gorsza) oraz pięknym, cytrusowym zapachu. Tonik należy trzymać w lodówce i możecie mi wierzyć, że takie chłodne cytrusowe orzeźwienie z rana naprawdę umila początek dnia!

Na koniec jeszcze jedno cudo - serum pod oczy Star Dust. Miałam pewne obawy czy będzie to produkt nadający się do stosowania rano i wieczorem, bo akurat pod względem kremów pod oczy nie lubię robić tutaj rozróżnień. Przyjemna konsystencja i dobre nawilżenie sprawiło jednak, że jak najbardziej jest to produkt wystarczalny. Krem jest dość lekki, ale można go nałożyć w większej ilości i nie marze się brzydko po skórze. Po wklepaniu znika i można przejść do nakładania makijażu. Mimo tej lekkości, nie można jednak powiedzieć że słabo nawilża. Przez cały okres używania nie zauważayłam aby moja skróra pod i wokół oczu była przesuszona czy choćby ściągnięta. Serum niestety nie należy do najtańszych, ale ma też większą pojemność niż standardowe kremy pod oczy - 25ml. Obawiałam się czy uda mi się zużyć tak duży kosmetyk w 2,5 miesiąca (taką ma datę ważności), ale właścicielka podpowiedziała mi, aby w razie co stosować go śmiało również na całą twarz i tak właśnie mam zamiar zrobić ;)


Genialne maseczki z różnych półek cenowych


O pierwszej z nich pisałam Wam już trochę na moim Instagramie, ale nie mogłabym jej nie umieścić również tutaj. Galeniczna maseczka rozświetlająca polskiej marki Alba, którą można zostawić na całą noc. U mnie to jeden z takich produktów, po którym moja cera zawsze wygląda po prostu lepiej. Używam jej bardziej jak kremu na noc niż jako maseczkę i rano skóra jest nawilżona, gładka, uspokojona i jakby w naturalny sposób rozświetlona (nie mylić z przetłuszczoną). Wygląda po prostu zdrowiej, jakby przez noc tak naprawdę porządnie wypoczęła. W składzie dużo ciekawostek - między innymi ekstrakt z rabarbaru, pietruszki i szczawiu. Nie jest to niestety produkt tani, ale wydajny i nie znam zupełnie innego produktu, który by tak działał. Aha, no i jeszcze pachnie pięknie!

Drugie odkrycie jest już zdecydowanie bardziej przystępne cenowo. Kolejna polska marka, proste naturalne składy i szklane opakowania - Polny Warkocz. Pisałam Wam już kiedyś o kilku produktach tej marki, a ich płyn do demakijażu oraz lniany koncentrat wystąpiły już w roli ulubieńców. Dzisiaj kolej na jedną z nowości tej marki - okład do twarzy (czy ta nazwa nie jest cudowna?!) z ziemią okrzemkową i kwiatem lipy. Maseczka ta ma być łagodząca, ale i detoksykująca jednocześnie. I dla mnie jest to świetne połączenie oczyszczania z łagodzeniem i nawilżeniem jednocześnie. Produkt ma bardzo ciekawą konsystencję - lejącą, wydaje się też że tłustą, ale wcale nie zostawia na skórze warstwy oleju (czego bardzo nie lubię). Nie zastyga mocno na twarzy, a skóra po 15 minutach z tym okładem jest ładnie oczyszczona, uspkojona i niesamowicie miękka. Jak wspomniałam, nie zostaje na niej tłusta warstwa, ale cera jest widocznie zmiękczona i wygładzona. Podczas zmywania czuć mikroskopijne drobinki (domyślam się że jest to tytułowa ziemi okrzemkowa), które dają wrażenie jakby lekkiego szczypania w skórę (ciężko to określić, ale po prostu czuć że coś tam jest), jednak nie jest to efekt peelingu. Maseczka jest naprawdę oryginalna i zdecydowanie warto się nią zainteresować.


Krem do rąk idealny na zimne miesiące i świetna gąbeczka do makijażu


Jeszcze jedna miłość od pierwszego użycia z asortymentu marki Alba - galeniczny krem do rąk. Marka dorzuciła mi go do paczuszczki i ogromnie się z tego cieszę, bo pewnie w innym przypadku nie zwróciłabym na niego uwagi. A to prawdziwa perełka na zimne miesiące - gęsty, treściwy, opatulający skórę niczym nawilżajacy plasterek. Jeżeli lubicie gdy krem się szybko wchłania to nie będzie coś dla Was. Ale do suchych dłoni, na noc albo podczas jesiennego seansu serialowego - coś cudownego! Jeżeli znacie to nieprzyjemne ściągnięcie suchej skóry, to to jest idealny jego zabójca. Momentalnie przywraca komfort i to na długi czas.

I jeszcze jedno kosmetyczne cudo, o którym miałam powiedzieć Wam już dawno, ale jakoś wypadało mi to ciągle z głowy. Gąbeczka do makijażu z GlamShopu. To jest takie mięciutkie, sprężyste i tak ładnie rozporwadza produkty na skórze, że moim zdaniem spokojnie może konkurować z o wiele droższym BeautyBlenderem! Mam ją już od kilku miesięcy i nadal jest w świetnym stanie, nic się nie kruszy, nie pęka i nie odbarwia. Tak więc przy zamawianiu cieni polecam dorzucić do koszyka również to różowe cudo ;)


Książki, seriale i filmy ostatnich tygodni

Dla moich obserwatorów nie będzie to zaskoczeniem, ale nie mogę ich tutaj nie umieścić. Dwa tytuły, które przeczytałam podczas naszego czytalniczego wyzwania i które najmocniej zapadły mi w pamięć. Pierwszy był Gad Spowiedź klawisza autorstwa Pawła Kapusty. Opowiada o realiach ogromnie ciężkiej pracy w więziennictwie i mnóstwie absurdów, jakie można tam spotkać. Bardzo szybko się to czyta, momentami się nie dowierza, a na samym końcu łapie się za głowę i zastanawia, jak to w ogóle jeszcze funkcjonuje. Bardzo polecam!

Drugi tytuł to osławiony już Szeptacz Alexa North'a, który budzi sporo kontrowersji. Zauważyłam że pojawiły się dwa obozy - osoby którym ta książka podoba się ogromnie oraz te, które uważają że ta pierwsza grupa kłamie. Jako że zdecydowałam się wspomnieć o niej w tym wpisie, nie muszę chyba mówić do której grupy należę ;) Szeptacz przypomniał mi za co najbardziej lubię wszelkiego rodzaju thrillery - było napięcie, były niesapodzianki, były lekkie ciarki na plecach i więź z bohaterami. Ja ze swojej strony polecam jak najbardziej, chociażby po to, żeby wyrobić sobie własną opinię na jej temat.

Do polcenia mam też Wam dwie produkcje Netflixa. Pierwsza to mini-serial oparty na prawdziwych wydarzeniach - Niewiarygodne. Jest to historia zgwałconej dziewczyny, której nikt nie wierzy, że ten okropny czyn naprawdę miał miejsce. Bardzo przejmujący, ciężki i wzruszajacy, ale moim zdaniem zdecydowanie wart uwagi! Drugi tytuł niestety też nie jest niczym lekkim i przyjmenym, a jest to dokument Powiedz mi kim jestem. Bracia bliźniacy, z których jeden stracił pamięć w wyniku wypadku, dopiero po wielu latach decydują się szczerze ze sobą porozmawiać i wrócić do potworności ze swojego dzieciństwa. Bardzo ważne przesłanie, o tym że najgorsze niebezpieczeństwa nie zawsze czekają na zewnątrz.

Ostatni ulubieniec chyba nikogo nie zaskoczy. Jakoś tak się złożyło, że znowu nie jest to nic lekkiego, ale jeżeli jeszcze jakimś cudem nie widzieliście Jokera, to zdecydowanie trzeba to nadrobić! Klimat, przesłanie, część wizualna i muzyczna, ale przede wszystkim - fenomenalna gra aktorska głównego bohatera. Trzeba to zobaczyć, naprawdę trzeba.

Jestem bardzo ciekawa czy znacie coś z moich perełek oraz co Was ostatnio zauroczyło - kosmetycznie bądź nie!

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.