Vita Liberata pHenomenal Tan Mousse - samoopalacz w piance



Mam nadzieję, że nie zanudzi Was to ostatnie podobieństwo tematów, ale zostając nadal przy lecie, przychodzę dziś do Was z obiecanym wpisem po dłuższym stosowaniu pianki samoopalającej marki Vita Liberata. Moje pierwsze wrażenie, jak i efekty wizualne jakie można nią uzyskać, możecie zobaczyć tutaj. Dzisiaj dodam tylko kilka moich spostrzeżeń i odpowiem na Wasze pytania spod tamtego posta. Jeśli jesteście ciekawe, czy zmieniłam swoje zdanie, to zapraszam!


Dzięki wysoko zaawansowanej technologii pHenO2, pianka pHenomenal Dark otula skórę długotrwałą, sexy opalenizną. Pianka gwarantuje lekką i błyskawiczną aplikację. Ekstrakty morskie i roślinne odżywiają skórę i pokrywają naturalną opalenizną. pH skóry ma wpływ na trwałość opalenizny.
Pianka bardzo łatwa w aplikacji! Nie nawilżać przed zastosowaniem produktu opalającego. Stosuj specjalną myjkę lub lateksowe rękawiczki, aby chronić wnętrze dłoni. Aplikuj na skórę okrągłymi ruchami. Aby uzyskać optymalną trwałość, spłucz skórę po 3 do 24 godzin po pierwszej aplikacji i nałóż ponownie produkt brązujący. Wystarczą maksymalnie 3 aplikacje na 2-3 tygodnie.
Brak śladów lub zapachu, łatwe do zastosowania, Vita Liberata unikalny system utrzymywania nawilżenia skóry, ekstrakty organiczne są korzystne dla skóry dając naturalną opaleniznę.

Co do samej aplikacji i efektu, jaki daje pianka, zdania absolutnie nie zmieniłam. Równomierne rozsmarowanie produktu, tak aby nie zrobił smug, przy pomocy rękawicy tej samej marki, to bułka z masłem. I nie mówi Wam tego samoopalaczowa weteranka, a totalny laik, więc musicie mi uwierzyć ;) Co do efektu opalenizny - jest bardzo naturalna, ale widoczna. Nie jest to pomarańczowy kolor, który z daleka rzucałby się w oczu i krzyczał "opalenizna z tubki!". Skóra wygląda zdrowo, ma lekko ciepły odcień, naprawdę bardzo naturalny. Ogromnym plusem jest też to, że pianka ma jasnobrązowy kolor. Dzięki temu dokładnie widzimy gdzie została już nałożona, więc łatwiej nałożyć ją równomiernie i bez ciemniejszych plan. Dodatkowo szybko wysycha i po już po chwili możemy się ubrać bez obaw o efekty końcowe. Warto jednak zacząć cały proces od peelingu skóry (najlepiej bez olei w składzie) i odpuścić sobie nakładanie balsamu. Jedynymi miejscami, które możemy nim potraktować to te, które są natualnie ciemniejsze - np kolana czy łokcie. Lekkie przetarcie pianki zaraz po nałożeniu da nam jednak taki sam efekt. Należy też pamiętać, żeby po nałożeniu produktu uważać na kontakt z wodą, bo gdy coś nas opryska, pianka może w tym miejscu po prostu spłynąć. Kosmetyk potrzebuje na zadziałanie kilku godzin, więc warto nałożyć ją tuż przed pójściem spać i zmyć rano. 


Samoopalacze mają to do siebie, że większość z nich po jakimś czasie bardzo nieprzyjemnie pachnie. Pianka Vita Liberata nie jest bezzapachowa, ale moim zdaniem zapach na skórze jest bardzo delikatny i nie powiedziałabym, że nieprzyjemny. Po porannym prysznicu nic już nie czułam. 
Co do trwałości, to producent obecuje, że wystarczą nam 3 aplikacje na 2-3 tygodnie. Jednocześnie zaleca, aby piankę nakładać dzień po dniu, dla uzyskania lepszych efektów. Tutaj bym polemizowała, bo o ile faktycznie po trzykrotnym nałożeniu pianki jest ona widoczna jeszcze nawet do 2 tygodni, to jednak jeśli chcemy, aby skóra miała przez cały czas podobny odcień, to warto ją nakładać częściej. Jeśli jednak zależy nam na bardziej jednorazowym efekcie, to faktycznie, nawet po dwóch tygodniach skóra może mieć jeszcze delikatnie ciemniejszy odcień, ale jest to już raczej subtelna różnica. Na szczęście opalenizna schodzi dość ładnie, nie zauważyłam jakichś plam czy nierównomiernie rozłożonego koloru. Moim zdaniem najbardziej optymalne jest dokładanie pianki mniej więcej 1-2 w tygodniu. Przekłada się to jednak na jej wydajność, która nie wypada wtedy zbyt rewelacyjnie. 
W komentarzach część z Was pytała czy pianka brudzi ubrania lub pościel. Ja niczego takiego nie zauważyłam, a mam białą pościel ;) 


Tak więc z samego działania pianki jestem bardzo zadowolona, ale poza nim, coś jeszcze zasługuje na uwagę. Coś, co wyjaśniłoby dodatkowo wysoką cenę produktu(175zł za 125ml produktu). Mianowicie - jej skład. Pianka bazuje nie na zwykłej wodzie, ale z dodatkiem aloesu. Poza tym znajdziemy tam również np ekstrakt z ogórka, z oczaru wirginijskiego, morszczynu pęcherzykowatego, papai, granatu, malin, liczi, lukrecji, winogrona czy ginko biloba. Jak dla mnie super!


Podsumowując, jestem z tej pianki niesamowicie zadowolona i już mi smutno, że powoli się kończy. Przekonała mnie jednak to produktów tego typu i już przestałam się ich obawiać ;)

Wiem, że wiele z Was zna markę Vita Liberata i też jesteście bardzo zadowolone z ich produktów. Co jeszcze możecie polecić? I jakie są Wasze ulubione samoopalacze innych firm, o ile z nich korzystacie? ;)

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.