Perełki marca i kwietnia - naturalna pielęgnacja twarzy, pyszne masło orzechowe, bluza idealna i wiśniowy termofor


Marzec i kwiecień były z wiadomych względów bardzo specyficznym czasem. Nie oznacza to jednak, że nie mam Wam nic do pokazania ;) Zapraszam Was dziś na perełki ostatnich dwóch miesięcy - będą dwa fantastyczne produkty do pielęgnacji cery, nowy ulubiony dodatek do owsianek oraz akcesoria idealne do "siedzenia w domu". Zapraszam!


Pielęgnacja skóry z marką My Magic Essence


O pierwszej perełce tej polskiej marki pisałam Wam już dwa miesiące temu, a teraz do grona ulubieńców dołączą kolejne dwa produkty. Olejek pod oczy ma bardzo wygodną, a przy tym przyjemną w aplikacji formę roll-on'u, szklane opakowanie i cudowny skład. Roll&Rock bazuje na oleju z opuncji figowej, który jest jednym z najdroższych na świecie (idealny do cer dojrzałych i suchych, ale oczywiście nie tylko - pięknie nawilża i odżywia skórę), zawiera też stabilną formę witaminy C wraz z witaminą E (pięknie się łączą i wzmacniają wzajemnie swoje działanie), a także olej z ogórka, granatu, jojoba, macerat z arniki czy ekstrakt z kadzidłowca. Takie połączenie daje nam lekki w formule olejek, który pięknie nawilża delikatną skórę wokół oczu i sprawia, że rano spojrzenie jest bardziej wypoczęte, a skóra odpowiednio nawilżona. Nie zdarzyło mi się ani razu ab podrażnił mi oczy czy też dostał się do nich w trakcie snu. Ze względu na olejową formułę stosuję go tylko na noc i w tym przypadku to mój ogromny ulubieniec!

Druga perełka to maseczka o wdzięcznej nazwie Fruit&Flower. Ma postać proszku, a więc musimy samodzielnie ją rozrobić przed każdym użyciem, a zamknięta jest w słoiczku z ciemnego szkła. Bazuje na delikatnej glince białej, ale znajdziemy w składzie również mączkę owsianą, witaminę C która nie utlenia się w kontakcie z wodą, tytułowe owoce dzikiej róży i aronii czy pyłki płatków róży. Dodatkowo maseczka ta ma również działanie delikatnie złuszczające, za sprawą enzymów z papai i ananasa, dzięki czemu jest połączeniem maseczki i peelingu enzymatycznego. No ale przejdźmy do najważniejszego - efekty. Skóra jest po niej gładziutka, oczyszczona, miękka i ma wyrównany koloryt. To dla mnie taki produkt-pewniak, po którym wiem, że moja cera będzie w lepszym stanie. Mój ulubiony sposób na ten kosmetyk to rozrobienie go w hydrolacie porzeczkowym - pachnie wtedy fantastycznie, a działanie jest jeszcze odrobinę lepsze niż przy samej wodzie.

Marka My Magic Essence to prawdziwa bomba składników aktywnych! Sama natura, polska marka tworzona z pasją i sercem, szklane opakowania i do tego potwierdzenie bycia całkowicie cruelty free. Czy muszę dodawać coś więcej? ;)


Orzechowy dodatek do owsianki


Kolejny ulubieniec z pewnością przypadnie do gustu wszystkim łasuchom! Sama nie wiem dlatego wcześniej nie sięgnęłam po masło z orzechów nerkowca, biorąc pod uwagę fakt, że to jedne z moich ulubionych. Błąd ten jednak już naprawiłam i za sprawą pierwszego kupnego słoiczka (który w dziwnych okolicznościach bardzo szybko zniknął ;)), zdecydowałam się zrobić takie masło samodzielnie. Jedyne co nam jest potrzebne to właśnie orzechy oraz blender, choć ja dodałam jeszcze szczyptę soli. Orzechy blendowane odpowiednio długo zaczną puszczać swój naturalny tłuszcz, tworząc idealnie kremową konsystencję masła, które upodobałam sobie szczególnie do śniadaniowych owsianek z owocami! Ogromnie polecam Wam spróbować jeżeli jeszcze go nie znacie i zrobić samemu w domu, dzięki czemu nie będzie miało żadnych nieporządanych dodatków.


Sprzymierzeńcy spędzania czasu w domu


Na koniec jeszcze dwie rzeczy, które w ostatnim czasie idealnie wpasowały się w umilanie naszego przymusowego siedzenia w domu. Pierwsza z nich to bluza marki Joy in me. Jestem w niej totalnie zakochana! Świetnej jakości bawełna, która jest milutka i bardzo wygodna. Do tego bardzo wygodny dla mnie rękaw 3/4, oversizeowy krój idealny do noszenia po domu oraz wisienka na torcie - napis na rękawie, który uwielbiam. Noszę ja bardzo często, prałam już kilkukrotnie i jak na razie wciąż wygląda idealnie. Sprawdza się świetnie do całodziennego siedzenia w domu, do opatulenia się w coś miłego po skończonej praktyce jogi lub do założenia na szybko na spacer z psem. Z pewnością skuszę się kiedyś jeszcze na inne kolory!

Druga rzecz to termofor z pestek wiśni, który kupiłam w sklepie Czarszki. Chodził za mną już od kilku miesięcy i aż żałuję, że nie skusiłam się na niego wcześniej. Jest to nie tylko bardziej ekologiczna alternatywa (nie zużywamy wody), ale też naprawdę świetna rzecz sama w sobie. Ten konkretny termofor ma kształt trójkąta, dzięki czemu jest wręcz idealny do kładzenia go na dole brzucha podczas okresu, a jego waga oraz wypełnienie pestkami sprawiają, że jest to również bardzo przyjemne (robi delikatny masaż). Oczywiście sprawdza się również świetnie w inne miejsca - na przykład pod dolny odcinek pleców czy kark. Termofor przychodzi do nas wraz z polarowym pokrowcem, który możemy zdejmować i prać w pralce. Pestki wiśni naprawdę świetnie trzymają ciepło, ale możemy je również schłodzić (i zrobić sobie chłodny kompres na przykład podczas bólu głowy). Aby go podgrzać wystarczy położyć na kaloryferze, włożyć do piecyka lub mikrofalówki, natomiast w celu schłodzenia chowamy go na chwilę do lodówki. Sposobów wykorzystania jest naprawdę wiele i od siebie ogromnie Wam go polecam!

Jestem bardzo ciekawa czy znacie coś z moich perełek, a jeżeli nie, to czy może coś wpadło Wam w oko!

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.