Ulubieńcy roku 2017!


Ulubieńców kosmetycznych i niekosmetycznych pokazuję Wam na bieżąco co miesiąc, ale w końcu nadszedł czas na prawdziwe perełki, te najlepsze z najlepszych - ulubieńców całego roku! Żadna z tych rzeczy na pewno nie będzie dla Was niespodzianką, bo wszystko pojawiło się już na blogu, ale pora podsumować i wybrać tylko, co jest absolutnie najlepsze. Pokażę Wam to, co całkowicie podbiło moje serce w ubiegłym roku i co z czystym sumieniem mogę Wam polecić - na pewno się nie zawiedziecie ;)


KOSMETYKI PIELĘGNACYJNE


Peeling śliwkowy marki Ministerstwo Dobrego Mydła to prawdziwa perełka i zdecydowanie najlepszy gotowy peeling, jakiego miałam okazję używać. Dużym plusem jest dla mnie baza peelingu, którą stanowi cukier a nie sól, która może podrażniać skórę. Dodatkowo w składzie mamy masę olejków i naturalnych maseł, dzięki którym skóra po użyciu jest nie tylko gładka, ale też idealnie nawilżona. Połączenie tych dwóch cech nie jest jednak niespotykane i na rynku znajdziemy wiele produktów, które działają podobnie. Co więc wyróżnia ten peeling spośród konkurencji? Przepiękny zapach śliwkowego ciasta! Jest to połączenie słodyczy olejku śliwkowego, ale też innych składników, co razem tworzy niesamowitą mieszankę i zdecydowanie działa na zmysły!

Złuszczająca maseczka marki The Body Shop chodziła za mną długi czas, zanim zdecydowałam się na jej zakup, a okazała się prawdziwym hitem. Jeżeli kosmetyki 2w1, w tym przypadku peeling i maseczka, to coś, co do Was przemawia, to koniecznie musicie zwrócić na nią uwagę! Po 15 minutach skóra jest gładka i oczyszczona, a jednocześnie lekko uspokojona. To idealny kosmetyk, kiedy nie mamy czasu lub ochoty na dłuższe zajmowanie się pielęgnacją, a nasza cera jest poszarzała i potrzebuje delikatnego złuszczenia. 

Serum z 2% retinoidem marki The Ordinary to moje pierwsze spotkanie z tą marką, ale na pewno nie ostatnie. W mojej pielęgnacji przewija się stosunkowo dużo produktów typu serum, ale to zadziałało u mnie zdecydowanie najlepiej. Skóra była wygładzona, koloryt delikatnie wyrównany, a przy tym nie pojawiło się żadne złuszczenie czy nawet wysuszenie skóry. Efekty mimo że nie mocne, były zdecydowanie widoczne, a to w przypadku mojej cery jest już sukces. Marka w tym momencie oferuje również sera o większym stężeniu retinoidu i nie ukrywam, że bardzo mnie kuszą!


Maska naszej włosowej guru Anwen, do włosów wysokoporowatych, to zdecydowanie jeden z fajniejszych produktów, jakie miałam okazję stosować w ubiegłym roku. Bardzo podoba mi się idea dostosowania składu pod konkretny typ porowatości włosów i u mnie zdecydowanie zdało to egzamin. Włosy po jej użyciu były odżywione i wygładzone, czyli to, co najbardziej jest potrzebne przy wysokiej porowatości włosów. Do tego sam produkt jest bardzo wydajny, na co wpływa dość gęsta konsystencja, oraz przyjemnie pachnie.

Multifunkcyjny peeling marki Resibio to jedna z nowości marki, jaka pojawiła się w 2017 roku, i dla mnie była to właściwie miłość od pierwszego użycia! Ten produkt to połączenie peelingu enzymatycznego z mechanicznym, choć ja powiedziałabym, że nawet i z maseczką. Działanie mogłabym porównać do maseczki złuszczajacej TBS, choć tutaj mamy mocniejsze wygładzenie skóry. Produkt ten nakładałam na twarz na około 15 min, podczas których działała jak peeling enzymatyczny i maseczka w jednym, a potem zmywałam robiąc delikatny masaż skóry i wtedy był to peeling mechaniczny o bardzo malutkich drobinkach. Skóra po takim użyciu jest niesamowicie gładka i oczyszczona. Na początku może pojawić się delikatne zaczerwienienie, ale to zupełnie normalne. Dla mnie liczy się efekt końcowy, czyli idealne złuszczenie martwego naskórka oraz fakt, że gdy nie miałam już na to czasu, nie musiałam już potem nakładać żadnej maseczki.

Kosmetyki marki Joico to kolejne produkty, które podbiły moje serce od pierwszych użyć i zdecydowanie są to jedna z najlepszych produktów do włosów, jakich miałam okazję kiedykolwiek używać. Maska przeznaczona do włosów suchych miała wręcz lekko woskowatą konsystencję i niesamowicie odżywiała włosy, pozostawiając je miękkie i wygładzone. Spray do włosów kręconych był kolejną, delikatniejszą już dawką nawilżenia, ale pokochałam go za fakt podkreślania skrętu moich włosów, które przy aktualnej długości mają już z tym problem. Produkty te nie są niestety najtańsze, ale za to bardzo wydajne!

Nawilżający krem do twarzy Naobay poznałam dzięki pudełeczku ShinyBox i to był zdecydowanie najlepszy kosmetyk, jaki w nim znalazłam. Okazał się być stosunkowo lekkim kremem idealnym do codziennego stosowania. Nie robił żadnej krzywdy mojej skłonnej do niedoskonałości cerze, dobrze nawilżał i świetnie nadawał się również pod makijaż - nic się nie zbierało, nie rolowało i nie zmniejszało trwałości. Niektórzy narzekali na jego wydajność, ale u mnie wcale nie skończył się szybko ;) Niewielka ilość wystarczała, żeby pokryć całą twarz, dzięki czemu mogłam się nim cieszyć przez kilka miesięcy.

Antyperspirant marki Vichy to kolejny produkt, który miałam ochotę przetestować od dawna, ale jakoś ciągle ten zakup odkładałam. W końcu jednak przekonałam się, że wszystko pozytywne opinie nie wzięły się znikąd. Ten produkt naprawdę dobrze sobie radzi ze swoim zadaniem, będąc jednocześnie bardzo delikatnym dla skóry, nawet niedługo po depilacji. Niestety posiada w sobie kontrowersyjne w ostatnim czasie aluminium, ale widziałam że pojawiła się wersja bez szkodliwych substancji i na pewno ją przetestuję. Jeżeli będzie tam samo skuteczna, to z pewnością zostanie ze mną na dłużej.

KOSMETYKI DO MAKIJAŻU


Nie jestem żadnym makijażowym freakiem, bo zwyczajnie brakuje mi do tego umiejętności, dlatego też moje codzienne makijaże z reguły nie różnią się od siebie za bardzo. Mam kilka ulubionych produktów, których używam w zasadzie codziennie i zaliczyć do nich mogę dwa cienie z Glam Shopu, które pokochałam od pierwszego dotknięcia. Muszelka to kolor który ląduje na moich powiekach prawie za każdym razem, a jest to delikatnie połyskujace połączenie jasnego złota, brzoskwini i różu. Delikatny, ale pięknie wyglądający kolor! Drugim kolorem jest coś, co nakładam na bardziej specjalne okazje - Różowe złoto. Ten cień to coś w rodzaju sprasowanego pigmentu/drobnego brokatu. Ma lekko masełkowatą konsystencję i lubi się odrobinę osypać przy nakładaniu, ale na powiekach wyglada obłędnie! 

Kolejnym ulubieńcem w przypadku makijażu oczu jest chyba jeden z najsławniejszych tuszy drogeryjnych - L'Oreal Vollume Million Lashes So Couture, który naprawdę pięknie sobie radzi nawet z tak przeciętnymi rzęsami jak moje. Ładnie jest rozczesuje i rozdziela, nic nie jest posklejane, a do tego jest naprawdę mocno czarny. Dodatkowym plusem jest dla mnie fakt, że nawet świeży, nie jest tak mocno wodnisty jak niektóre tusze, które wtedy zupełnie się u mnie nie sprawdzają.

Jeżeli chodzi o usta, to zdecydowanie moje serce skradła pomadka z Sephory - Cream Lip Stain w odcieniu 33. To brudny odcień różu, lekko wpadający w fiolet i brąz. Nie każdemu taki odcień może pasować, ale o dziwo ja się w nim czuję doskonale! Dodatkowo sama formuła tych pomadek bardzo mi odpowiada - łatwo się je nakłada, nie wymagają konturówek, stosunkowo długo się utrzymują. Do tego gama kolorystyczna jest w tym momencie już bardzo szeroka, więc każdy powienien znaleźć coś dla siebie. 

Ostatnim ulubieńcem w makijażu twarzy jest Beauty Blender. Pisałam Wam swego czasu o trzech różnych gąbeczkach z różnych półek cenowych, ale mimo że pozostałe też są dobre, to jednak BB jak dla mnie wygrywa. Nie dziwię się, że tak długo zajęło innym firmom wypuszczenie produktów o podobnej jakości, bo materiał z jakiego zrobiony jest BB, naprawdę jest unikatowy. Jest mięciutki i bardzo sprężysty, dzięki czemu nakładny nim podkład wygląda dużo naturalniej niż w przypadku pędzli czy naszych palców. Do tego ładniej stapia się ze skórą i nawet nakładany nim puder wygląda jakoś naturalniej i mniej "sztucznie".


Na pewno da się zauważyć, że malowanie paznokci to jedna z moich ulubionych czynności urodowych i w zasadzie prawie zawsze mam na sobie lakier do paznokci ;) Kolory, które skradły moje serce w ostatnim roku to zdecydowanie Natural Beauty marki NeoNail, który jest idealnym beżem - nie za ciepłym, nie za zimnym. Pięknie się komponuje zarówno solo, jak i w zestawieniu z innymi, zarówno jasnymi jak i ciemnymi kolorami. Drugi kolor tej samej marki to Mulled Wine, wchodzący w skład pięknej kolekcji Warming Memories. To przepiękny odcień brudnego różu, który po raz kolejny pięknie będzie wyglądał sam, ale i jako część całości z innymi kolorami. Nie mogłabym też nie wspomnieć o wisience na torcie, lakierze, który sprawdza się jako dodatek niemal do każdego innego koloru i sam w sobie jest chyba najpiękniejszym lakierem, jaki mam w swojej kolekcji - Champagne kiss, również z NeoNail. To biżuteryjne złotko wygląda olśniewająco i dodaje "tego czegoś" za każdym razem, gdy zdecyduję się go użyć - coś cudownego! Ostatni kolor, choć wcale nie mniej przeze mnie lubiany, to głębokie bordo marki Indigo - Red Diamond. Niesamowicie elegancki, intensywny i głęboki odcień.

ULUBIEŃCY NIEKOSMETYCZNI


Zacznę może od części kulturowej i serialu, który spokojnie mogę nazwać jednym z najlepszych, jakie widziałam. Mowa tu o Bates Motel, który wciągnął mnie na tyle, że bardzo ciężko było mi się oderwać i nie obejrzć go za jednym zamachem ;) Zarówno klimat całego serialu jak i gra aktorska sprawia, że ciężko jest nie włączyć od razu kolejnego odcinka. Jeżeli thrillery, również te psychologiczne, to Wasz klimat, to koniecznie musicie go obejrzeć, bo jest naprawdę fantastyczny.

Jeżeli chodzi o książki, to moim ogromnym odkryciem jest pan Sebastian Fitzek. Przeczytałam już kilka jego książek i w zasadzie na żadnej się nie zawiodłam - są to thrillery psychologiczne naprawdę najlepszej jakości! Akcja nie zwalnia, bohaterzy wciąż zaskakują a zakończenia nigdy nie są przewidywalne. W zupełnie innym klimacie jest książka Słowik, ale to ją również chciałabym Wam gorąco polecić. Mam jakąś słabość do powieści z drugą wojną światową w tle i Słowik również mnie zachwycił. To piękna opowieść o sile, odwadze, miłości ale i przyziemnym życiu w tak trudnych czasach, jaką jest wojna. Momentami bardzo smutna, ale z pozytywnym przekazem. Jeżeli podobał Wam się na przykład Dom sióstr Charlotte Link, to ta również powinna przypaść Wam do gustu.

Jeżeli chodzi już o bardziej materialne przedmioty, to nie mogę nie wspomnieć o mojej złotej jaskółce, którą mam na sobie codziennie odkąd ją dostałam ;) Ten mały dodatek jest idealnym dopełnieniem zarówno codziennych stylizacji, jak i pięknym elementem na większe wyjścia. Zdecydowanie rozkochałam się ostatnio w złocie, a do tego symbol jaskółki niesamowicie mi się podoba. Taka delikatna biżuteria to zdecydowanie coś, co lubię najbardziej.

Nie byłabym również sobą, gdybym nie wspomniała o naszej stosunkowo nowej lokatorce. Zdecydowaliśmy się na kupno psa i to, ile życia wniosła do naszego domu, jest naprawdę niesamowite! Spacery stały się codziennością tak samo jak mycie zębów, a późniejsze przytulaski są najlepszym lekarstwem na gorszy humor. Co prawda ten mały diabeł potrafi też nieźle dać nam popalić, ale na taką mordkę ciężko jest się długo gniewać ;)

To by było na tyle - najlepsze z najlepszych, prawdziwe perełki i moi prywatni ulubieńcy zeszłego roku! Wpadło Wam coś w oko, czymś Was zachęciłam albo może już wcześniej kupiliście coś z mojego polecenia? Będzie mi bardzo miło jeżeli dacie znać w komentarzu! ;)

Skomentuj wpis

Obsługiwane przez usługę Blogger.