Podsumowanie jesiennej pielęgnacji twarzy & plan na zimę
Zbiorcze wpisy opisujące rutynę pielęgnacyjną to zdecydowanie jedne z moich ulubionych - lubię podpatrzyć takie zestawy u innych i podejrzewam, że nie jestem z tym sama. Dlatego też, tak jak kiedyś obiecałam, razem z nową porą roku przychodzę do Was z wpisem i moim planem pielęgnacji, ale tym razem spróbuję również czegoś nowego - podsumowujemy sobie najpierw jesienne produkty. Mam nadzieję, że taka forma przypadnie Wam do gustu.
AKTUALNY STAN MOJEJ CERY
Jak powtarzałam już wielokrotnie, mam cerę mieszaną (dość mocno tłustą w strefie T) i trądzikową. Dodatkowo mam problem z mocno rozszerzonymi porami oraz przebarwieniami po niedoskonałościach, które długi czas po zagojeniu się nieprzyjaciela nadal nie chcą mnie opuścić. Jesienią postawiłam więc na serum z retinoidem i efekt był naprawdę dobry - struktura skóry się wyrównała, peeling robiłam dużo rzadziej niż wcześniej. Niestety przebarwienia niespecjalnie uległy zmianie. Był pewien okres, w którym stan mojej cery mocno się pogorszył i pojawiło się wiele nowych niedoskonałości, ale mam pewność że była to wina złej diety, a nie kosmetyków - niestety stres i brak czasu zrobiły swoje. Aktualnie jednak wydaje się, że skóra wróciła do "normy".
OCZYSZCZANIE I DEMAKIJAŻ
Różana pianka z Phenome okazała się być świetnym kosmetykiem do porannego, delikatnego oczyszczania twarzy i tak jak obiacywał producent - nie przesuszała skóry, nie spowodowała również uczucia ściągnięcia. Jak na piankę okazała się być też naprawdę wydajna. Używałam jej nimal całą jesień i nadal buteleczka nie jest pusta. Produkt zbliża się jednak do dna, a zastąpi go płyn do oczyszczania twarzy marki Kivvi. To będzie moje pierwsze spotkanie z tą marką. W przypadku demakijażu, pasta z Fresh&Naturals niestety okazała się być nie dla mnie. Przy dwóch próbach, po kilku dniach używania zwyczajnie zaczynała zapychać moją skórę i pojawiały się na niej nowe niedoskonałości. Za każdym razem przykładałam dużą uwagę do dokładnego zmycia produktu z twarzy, ale jak widać to nie pomogło. Szkoda, bo sama forma jak i działanie na makijaż bardzo mi w tej paśnie odpowiadało. Poskutkowało to moim powrotem do płynów micelarnych, ale że moja ulubiona różowa Bioderma powoli się kończy, zabiorę się teraz za przetestowanie płynu dwufazowego marki Aube. Poza tym wróciłam do lubianego przeze mnie olejku do demakijażu z L'Occitane (recenzja tutaj), jednak ponownie w wersji miniaturej, bo są one bardzo wydajne!
TONIZOWANIE
Tutuaj główną rolę grała u mnie oliwkowa mgiełka do twarzy Whamisa. To naprawdę przyjemny produkt, jednak nie na tyle dobry, żebym była w stanie zrozumieć jego regularną cenę. Wydaje mi się, że za takie pieniądze powinna robić po prostu coś więcej. Odświeża i tonizuje skórę, ale to nie jest nic, czego nie znajdziemy w innych produktach. Tonik Naturativ bardzo dobrze się u mnie sprawdził i mam jeszcze połowę buteleczki, więc zostanie ze mną w porannej pielęgnacji. Wprowadziłam go do swojej pielęgnacji ponad dwa miesiące temu i stosowałam te produkty zamiennie. Na noc zdecydowałam się na nowość, polecany ostatnio przez wiele osób tonik CORSX mający działać na zaskórniki. Bardzo jestem ciekawa jego działania!
NAWILŻANIE
Początkowo w planach miała stosowanie serum z Kiehl'sa na dzień a the Ordinary na noc, jednak gdy stan mojej cery się pogorszył, zdecydowałam się wprowadzić do porannej pielęgnacji ekoampułkę marki Naturativ, dedykowaną cerze trądzikowej właśnie. Sprawdza się naprawdę fajnie, lekko nawilża i wygładza skórę, dobrze przygotowując ją pod makijaż. Serum z The Ordinary pojawiło się nawet w ulubieńcach (klik) - pomogło wyrównać strukturę mojej skóry i mam też wrażenie, że wszelkie niedoskonałości goiły się trochę szybciej. Jednocześnie nie pojawiło się u mnie żadne łuszczenie czy nawet suche skórki. Zdecydowanie byłabym skłonna kupić ten produkt ponownie. Na wszelki wypadek miałam też w pogotowniu krem na noc z Vianka, ale ostatcznie zostałam tylko przy serach, a krem posłałam dalej w świat. Zimą w planach mam przetestowanie produktów naszej polskiej marki LIQ CC - lekkiego serum z witaminą C na dzień oraz maski z witaminą E na noc. To drugie jest już w użyciu, natomiast różowe serum wprowadzę po skończeniu ampułki Naturativ.
Jak wspomniałam, jesienią w mojej pielęgnacji nie pojawił się żaden krem, gdyż mimo tego moja skóra nie była sucha. Zimą zdecydowałam jednak że dobrze byłoby dołożyć dodatkową warstwę nawilżenia i w tej roli wystąpi wygładzający krem marki Mokosh, na który zdecydowałam się z polecenia Olgi (Ty wiesz, że masz zły wpływ na mój portfel! ;)). W planach mam stosowanie go zarówno na dzień, jak i na noc. Ma lekką konsystencję, ale przy mojej cerze gęste formuły raczej się nie sprawdzają, więc mam nadzieję, że się polubimy. Pod oczy nadal krem Resibo, który jest niesamowicie wydajny (jak w zasadzie wszystkie kremy pod oczy ;)).
I tak to właśnie wyglądało i wyglądać będzie! Koniecznie dajcie znać czy znacie któreś z tych produktów a jeżeli tak, to jakie macie o nich zdanie. Chętnie poznam Wasze opinie ;)