Ulubieńcy listopada 2015


W zeszłym miesiącu miałam Wam do pokazania tylko 3 kosmetyki, w tym za to będzie troszkę lepiej ; ) A nawet poza ulubieńcami kosmetycznymi znajdą się też perełki niekosmetyczne, które mnie oczarowały w ostatnim czasie. Jeśli jesteście ciekawe co takiego umilało mi listopad to zapraszam dalej ; )



Zacznę od pielęgnacji, a właściwie mycia ciała. Te dwa żele z The Body Shop to najpiękniej i najbardziej "prawdziwie" pachnące żele, jakie miałam okazję używać. Zapach zdecydowanie idealne na lato, ale nie przeszkadza mi to w używaniu ich jesienią ; ) Wersja Peach pachnie jak świeżo rozkrojona, dojrzała nektarynka czy właśnie brzoskwinia. Coś niesamowitego, pachnie idealnie tak jak prawdziwy owoc. Mojito natomiast to nie tylko połączenie 3 różnych zapachów, które damy radę wyłapać z osobna.. pachnie po prostu jak drink i koniec! Zawsze podczas używania tych żeli mocniej pracują mi ślinianki ;D Poza samym zapachem są to po prostu bardzo fajne żele - bardzo wydajne, nie przesuszają skóry, są na tyle gęste że nie przeciekają przez palce ale nie ma też problemu z wydobyciem ich z buteleczki. 

Kolejny kosmetyk to sławne już powoli mydełko Yope. Ja mam wersję Werbene care i pachnie przepięknie. po raz kolejny zapach jest bardzo dobrze odwzorowany, zupełnie nie sztuczny czy mdło-mydlany. Bardzo dobrze sobie radzi z myciem rąk, a przede wszystkim nie potęguje ich przesuszania podczas częstego używania. Gdyby nie cena i dostępność, na pewno gościło by u mnie cały czas. Na razie będę jednak wracała raczej do niego tylko raz na jakiś czas ; )


Pierwsze dwa produkty to ostatnio moja jedyna codzienna pielęgnacja, jaką stosuję do twarzy (żadnych innych olejków czy kremów) i muszę przyznać (nie zapeszając!) że stan mojej cery od tego czasu naprawdę się poprawił. Serum z Biochemii Urody Flavo+C15EF stosuję na dzień, natomiast krem Bandi Exfoliating cream with mandelic acid & PHA na noc. Co prawda nadal co nieco mi wyskakuje, jednak nie jest tak źle jak było kilka miesięcy temu. Dodatkowo sama skóra, pomijając kilka niedoskonałości, bardzo się wygładziła i mam wrażenie, że przebarwienia w końcu powolutku blakną. Mam nadzieję, że efekty te będą się utrzymywać i że będzie jeszcze lepiej ; )

Spirulina to natomiast takie moje "odgrzewane kotlety". Nie jest to moje pierwsze spotkanie z tym smrodkiem, ale przy wcześniejszych kontaktach jakoś nie widziałam jej szczególnego działania, co zniechęciło mnie zupełnie do używania. Jest ona jednak polecana przy walce z przebarwieniami, więc gdy spotkałam ją stacjonarnie postanowiłam spróbować jeszcze raz! I tym razem faktycznie widzę, że działa. Samo trzymanie jej na twarzy zdecydowanie do najprzyjemniejszych czynności nie należy, ale skóra po takiej maseczce jest wygładzona i przede wszystkim rozjaśniona. Nie jest to efekt który utrzymuje się bardzo długo, raczej chwilowy, ale stosowana regularnie poprawia koloryt skóry. Potrzeba jednak cierpliwości. Dodatkowo mam wrażenie, że wszelkie niedoskonałości goją się trochę lepiej po jej nałożeniu.


Na koniec dwoje ulubieńców niekosmetycznych, tym razem już jak najbardziej pasujący na okres jesienny - świece. Ale nie byle jakie! To moje pierwsze spotkanie ze świecami Bath&Body Works (efekty wizyty w Warszawie na MeetBeauty ; )) ale biją one na głowę moje ulubione dotąd Yankee Candle. Zapachy są dużo bardziej intensywne i o wiele bardziej prawdziwe. Buttercream Icin pachnie jak krem lub budyń waniliowy (no i patrzcie na to piękne opakowanie! <3), natomiast Salted Caramel pachnie dokładnie tak jak się nazywa - słodko, ale nie mdło, momentami zapach przypomina mi nawet słone paluszki ;D W przypadku YC zapachy też są piękne, ale jakby bardziej "świeczkowe". Co nie zmienia oczywiście faktu, że nadal będę je palić, bo niestety do BBW nie mam dostępu.. ;(


To by było na tyle jeśli chodzi o listopad ; ) Znacie któreś z tych produktów? Jak się u Was sprawdziły? Piszcie koniecznie co ostatnio Was oczarowało!


18 komentarzy:

  1. Moim listopadowym ulubieńcem jest matowy top coat od firmy Lovely. Chwalę sobie również odżywki w piance Pantene, o których pisałam na blogu. Na wpis gorąco zapraszam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odżywek w piance jeszcze nie miałam okazji używać ; )

      Usuń
  2. Bardzo ciekawe świeczki. Zwłaszcza ta ostatnia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kusisz tymi świecami z BBW, ale poczekam na promocję - wtedy ich cena jest niższa :) Żele z TBS od dawna mnie ciekawią, ale nigdy nie jest mi po drodze do kupienia któregoś z nich.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie znam twoich ulubieńców ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To mydełko musi być świetne. Widziałam je w haulu u RGP i bardzo mnie zainteresowało, ale fakt cena trochę wysoka zwłaszcza kiedy zestawię sobie ją z ceną mydeł Isany, które składów może najlepszych nie mają, ale dobrze mi służą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz na jakiś czas można zaszaleć, ale co dzień też raczej będę wybierała coś tańszego z drogerii ; )

      Usuń
  6. Ale te świeczki muszę cudnie pachnieć, zwłaszcza karmelowa ;))

    OdpowiedzUsuń
  7. Co jak co, ale po wyjściu z pod prysznica nie chciałabym pachnieć drinkiem :D
    Za to świece bardzo mnie skusiły, pięknie wyglądają - prosto i elegancko :)

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.