Ulubieńcy czerwca 2017
Czerwiec był dla mnie bardzo pracowitym, a jednocześnie bardzo stresującym miesiącem i szczerze mówiąc cieszę się, że już się skończył... Pod względem kosmetycznym kilka perełek umilało mi jednak dbanie o urodę w tym napiętym grafiku i o nich właśnie chciałabym Wam dzisiaj powiedzieć! Wszystkie produkty są na tyle uniwersalne, że powinny sprawdzić się na różnych typach skóry, włosów czy urody, więc tym bardziej zapraszam.
Odżywka do włosów John Frieda Full Repair
Słyszałam wiele dobrego o produktach tej marki, zwłaszcza seria do włosów blond jest mocno polecana, jednak to było moje pierwsze spotkanie z firmą John Frieda. Nie będę ukrywać, że decyzję o zakupie pomogła mi podjąć obowiązująca promocja ale... to był dobry wybór ;) Odżywka świetnie się sprawdza przy codziennym używaniu, włosy były nawilżone i lekko wygładzone (przy włosach wysokoporowatych nie łatwo o taki efekt), jednocześnie miękkie i nieobciążone. Wiecie, ze bardzo lubię kosmetyki bliższe natury, ale ta odżywka naprawdę działa i myślę, że będę do niej wracać.
Serum do włosów InSight Styling
Produkt ten kupiłam z myślą o stosowaniu na końcówki i naprawdę świetnie się w tej roli sprawdza. Moje na co dzień dość suche i niezbyt dobrze wyglądające końce, po użyciu tego produktu są bardziej nawilżone, wyglądając dużo zdrowiej i po prostu lepiej. Ten kompleks, jak nazywa go producent, pięknie też włosy nabłyszcza, nie obciążając ich jednocześnie. Warto jednak uważać z ilością żeby nie przesadzić i nie uzyskać zupełnie odwrotnego efektu ;) Dodatkowym atutem jest tutaj przepiękny zapach, który przez jakiś czas utrzymuje się na włosach. Ciężko go opisać, ale to lekko słodki, jakby kokosowy zapach, naprawdę piękny! Dodatkowo wydajność jest ogromna, wystarczy niecała pompka na jedną aplikację.
Tusz do rzęs L'Oreal Volume Million Lashes So Couture
Ileż ja zwlekałam przed jego zakupem! Ten tusz zbiera chyba same pochwały, a ja ciągle ociągałam się z podjęciem decyzji o przetestowaniu. I przyznaję się bez bicia - żałuję, że zdecydowałam się na to tak późno ;) Polubiliśmy się w zasadzie od samego początku, bo to jeden z nielicznych tuszy jaki miałam , który już od pierwszego użycia wyglądał dobrze. Zazwyczaj połączenie świeżego, mokrego tuszu i moich niezbyt gęstych rzęs kończy się przymusowym czekaniem, aż tusz lekko podeschnie. Ten od razu był odpowiednio gęsty i nie sklejał mi rzęs. Aktualnie, po około dwóch miesiącach używania, jest właściwie ideantyczny. Pięknie rozczesuje rzęsy, lekko je wydłuża i nadaje im ładny odcień czerni. Nie kruszy się w ciągu dnia ani nie osypuje. Gdyby jeszcze był w stanie utrzymać podkręcenie zalotką, to byłby ideałem, ale w przypadku moich rzęs jeszcze nie trafiłam na tusz, który by sobie z tym całkowicie poradził, wiec tak czy siak jestem z niego bardzo zadowolona!
Cienie GlamShop Muszelka i Różowe złoto
Te dwa maluchy kupiłam na targach w Poznaniu, kiedy to miałam okazję pomacać je najpierw i zobaczyć na żywo, i to był bardzo dobry zakup! Cienia o nazwie Muszelka używam niemal od tego czasu codziennie, dokładając jedynie jasny brąz w załamanie powieki. To piękny, beżowo złoty cień, który opalizuje delikatnie na różowo. Coś pięknego, jeżeli lubicie ciepłe kolory w makijażu. Nałożony nawet solo pięknie wygląda, jakbyśmy miały więcej niż jeden cień. Nie osypuje się przy nakładaniu i ładnie się utrzymuje. Różowe złoto to dla mnie natomiast cień na większe wyjścia. Jest jaby lekko mokry, co zwiększa jeszcze jego pigmentację. To jakby złączone ze sobą miliony malutkich drobinek, właśnie w kolorze rożowego złota. Przepięknie wygląda na powiekach, dodając "tego czegoś" nawet zwykłemu makijażowi. Niestety trzeba uważać przy nakładaniu, gdyż lubi się osypać, więc najlepiej napierw pomalować oczy a potem resztę ;) Pięknie podkreśla zielony kolor oczu, ale i przy innych na pewno też będzie wyglądał rewelacyjnie!
Znacie coś z moich ulubieńców? Może coś Wam wpadło w oko? ;)