Perełki lata 2019


Kalendarzowo co prawda lato wciąż trwa, jednak dla mnie wrzesień od zawsze był już bardziej jesiennym niż letnim miesiącem, dlatego też myślę, że to dobry czas aby podzielić się z Wami moimi letnimi perełkami. Udało mi się trafić na kilka fantastycznych kosmetyków, ale i spoza urodowej strefy polecę Wam kilka fajnych rzeczy.


Pielęgnacja twarzy

W mojej codziennej rutynie pielęgnacyjnej stawiam na pierwszym miejscu delikatne oczyszczanie i w tym celu idealnie służyła mi ostatnio wegańska pasta do mycia twarzy polskiej marki Auna. To nic innego jak proszek, będący połączeniem trzech glinek, mielonych migdałów, kwiatów lawendy oraz ekstraktu z zielonej herbaty. Prosty i naturalny skład, który przekłada się na cudowne działanie - skuteczne ale bardzo delikatne oczyszczanie cery. To był produkt po który sięgałam rano, aby zmyć resztki wieczornej pielęgnacji oraz pozbyć się wyprodukowanego przez noc sebum. Puder rozrabiałam sobie na bieżąco na dłoni i wykonywałam delikatny masaż. Efekt - skóra czysta, mięciutka i bardzo przyjemna w dotyku, jakby lekko wygładzona. 

Dwa kolejne produkty są ze mną od około miesiąca, ale nie mogę o nich nie wspomnieć, bo oczarowały mnie już od pierwszego użycia. Peeling enzymatyczny marki Esito, zawierający między innymi papainę oraz kwas migdałowy, działa po prostu fantastycznie. Skóra jest po nim niesamowicie gładka i miękka, ewentualne suche skórki znikają, a jednocześnie cera jest jakby ukojona. W moim przypadku nie ma tu mowy o żadnym podrażnieniu, pieczeniu czy mrowieniu - mając go na skórze nie czuję zupełnie nic, a jednak działa ten maluch i to bardzo skutecznie. Konsystencja jest mocno płynna, dlatego warto go nakładać partiami, tak żeby nie spłynął nam po dłoniach i się nie zmarnował. To moje pierwsze spotkanie z marką, ale bardzo owocne i myślę, że nie ostatnie, bo nabrałam ochoty na więcej!

Ostatnia perełka z pielęgnacji twarzy to jeden z najpiękniej pachnących produktów, jakich miałam okazję używać. Maseczka do twarzy Truskawki i miód marki Miodowa Mydlarnia pachnie jak prawdziwy dżem truskawkowy i obiecuję Wam, że jak tylko nałożycie ją na twarz, to nabierzecie ochoty na naleśniki albo inne słodkości! Na szczęście nie jest to kosmetyk który jedynie ładnie pachnie, ale też przyjemnie działa na skórę - lekko ją nawilża, zmiękcza i koi. Nie powiem, że zobaczycie w lustrze efekt wow po jej użyciu, ale kurczę, jest tak przyjemna, że naprawdę trudno jej się oprzeć! Ma postać proszku, który rozrabiamy z wodą bądź hydrolatem, a zamknięta jest w uroczym, szklanym słoiczku.


Pielęgnacja ciała

Po raz kolejny polecam Wam żel do mycia ciała Alterry, ale marka naprawdę pozytywnie mnie ostatnio zaskakuje. Bo o ile ich żele znam i lubię od dawna, tak ostatnie nowości wygrywają dla mnie pod względem zapachów. Wersja o zapachu brzoskiwni i mango (!!) jest niestety limitowana, ale jeżeli uda Wam się ją złapać, to możecie brać w ciemno! Tak jak pozostałe żele tej marki, nie pieni się on mocno, dzięki czemu jest delikatny dla skóry i jej nie przesusza, ani też nie pozostawia tego nieprzyjemnego uczucia ściągniecią po kąpieli. Dodatkowo Alterra to marka, w której możemy liczyć na przyjemne składy, a także produkty te są cruelty free.

Drugi produkt do mycia, o co prawda innym, ale również pięknym zapachu, to mydełko do rąk marki Yope. To co prawda wersja dla dzieci, ale nie mogłam się oprzeć temu słodkiemu opakowaniu oraz wizji kokosowego zapachu. Mydło jest delikatne i nie przesusza tak mocno rąk jak te drogeryjne i właśnie dlatego moim zdaniem warto wydać na nie te kilka złotych więcej. Żałuję jednak że nie ma możliwości dokupienia samego uzupełnienia, ale mam nadzieję, że kiedyś pojawi się ono w ofercie marki.

Na koniec coś, co często traktowane jest po macoszemu, szczególnie latem - balsamy do ciała. Wiem, że wiele osób nie jest w stanie przebrnąć przez uczucie czegokolwiek na skórze, a wszelkiego rodzaju film przyprawia o dreszcze ;) Jeżeli należycie do tej grupy, to tym bardziej polecam Wam zapoznać się z tą dwójką. Balsam do ciała szczecińskiej marki Clochee w nowej wersji zapachowej ogromnie przypadł mi do gustu. To jeden z tych kosmetyków, który nawilży, ale wchłonie się dość szybko zostawiając skórę miękką, ale nie tłustą. Dodatkowo wersja zapachowa z solą morską latem sprawdzi się idealnie - to zapach świeży, może nawet delikatnie męski, ale zdecydowanie w dobrym tego słowa znaczeniu. Drugi, jeszcze lżejszy i jeszcze szybciej wchłaniajacy się balsam to propozycja od marki OnlyBio. Konsystencja to coś między mleczkiem a emulsją, która naprawdę szybciutko się wchłania, nawet przy wysokich temperaturach za oknem. Zdecydowanie będzie to więc propozycja dla osób, które nie lubią uczucia jakiegokolwiek produktu na skórze lub stosują balsam w dzień i chcą się potem szybko ubrać. Oba kosmetyki są zapakowa w wygodne butelki z pompką, co znacznie ułatwia codzienne korzystanie. OnlyBio wygrywa dla mnie jednak pod tym względem, bo opakowanie ma szklane.


Makijaż

Tak tak, w końcu mam Wam coś do polecenia w tej kategorii! Jest już ze mną kilka miesięcy, ale jako że ostatnio bardzo mało się malowałam, potrzebowałam więcej czasu, aby upewnić się że jest to coś naprawdę godnego polecenia. I jest, zdecydowanie. Puder marki Pur Cosmetics kupiłam z myślą o stosowaniu pod oczami i naprawdę super się do tego celu sprawdza. Jest delikatny i bardzo drobno zmielony, dzięki czemu nie obciąża tej okolicy dodając jej przy tym wizualnie kilku lat. Nakładam niewielką ilość na korektor i wszystko wygląda naprawdę bardzo subtelnie i naturalnie, bez ciężkości czy suchości. Dodatkowo puder sam w sobie przepięknie, słodko pachnie! No i jest wegański, a marka Pur jest cruelty free. Jedynie cena jest tutaj minusem, poza tym na ten moment żadnych innych nie znalazłam.        


Perełki niekosmetyczne

O moich ostatnich czytelniczych wojażach już Wam pisałam przy okazji wpisu Co za tydzień, dlatego nie chciałabym się powtarzać, jednak trzy pozycje zdecydowanie zasługują na wyróżnienie. Przede wszystkim polecam Wam bardzo książkę Minimalizm po polsku, która jest dla mnie na ten moment najlepszą pozycją, jaką czytałam w tej tematyce. Bez różnicy czy dopiero zaczynacie spoglądać w stronę minimalizmu, czy może już od dawna zmierzacie tą drogą - myślę że każdy znajdzie tam coś dla siebie. Wytłumaczenie, wskazówki albo po prostu motywację i inspirację. Kolejne dwie pozycje to natomiast idealne książki na zbliżające się jesienne wieczory. Wszyscy fajni thrillerów psychologicznych powinni być usatysfakcjonowani zarówno Pacjentką, jak i Pacjentem. Pierwsza pozycja wyszła spod pióra Alex Michaeldies, a autorem drugiej jest Sebastian Fitzek. To różne historie, ale obie bardzo wciągające i zaskakujące. Polecam gorąco!

Do ulubieńców lata nie mogłabym też nie zaliczyć jednych z najsłynniejszych klapek - Birkenstocków. Długo nad nimi rozmyślałam, od fazy lakkiego wstrętu, poprzez małe hmm, doszłam w końcu do punktu, w którym zapragnęłam własnej pary. I tak oto zdecydowałam się na japonki (model Gizeh), w których przechodzilam spokojnie połowę tego lata. Musiałam je lekko rozchodzić, żeby nic mnie nie uwierało, ale jak tylko pochodziłam w nich trochę dłużej, od razu zrozumiałam w czym tkwi ich fenomen. To naprawdę najwygodniejsze klapki jakie miałam, w dodatku fajnie wystylizowane potrafią wyglądać naprawdę super! Wzorów i kolorów jest mnóstwo, więc na pewno jest szansa znaleźć coś dla siebie.

And last but not leastzłote kolczyki kuleczki, które wybrałam sobie jako prezent od mojej mamy. Są ze sklepu W. Kruk i noszę je na okrągło. Taki prosty i delikatny model chodził już za mną od długiego czasu i teraz już nie mam wątpliwości, że to był dobry wybór. Pasują do wszystkiego, wyglądają bardzo subtelnie i są też zwyczajnie wygodne. Uwielbiam!

Jestem bardzo ciekawa czy znacie coś z mojej gromadki oraz jakie są Wasze wakacyjne perełki!

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.