Co za tydzień! Czy moim zdaniem warto wydać więcej na trampki, polecane seriale i ulubione pędzle do makijażu


Muszę Wam się do czegoś przyznać - nie potrafię odpoczywać. Mam teraz trochę wolnego, a mimo to czytając książkę czy oglądając serial czuję lekkie poczucie winy, że nie robię czegoś bardziej produktywnego. Ganiam ze szmatką jak szalona, gotuję, piorę, prasuję, biorę psa na wybieg i staram się w miarę regularnie blogować. Niby jestem w domu, a wcale nie czuję że odpoczywam ;) Ale cóż, pewnie nie jedna z Was też tak ma, czyż nie? Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć trochę o moich doświadczniach z marką Converse, polecić Wam kilka genialnych seriali i przedstawić pędzle, bez których nie wyobrażam już sobie mojego codziennego makijażu. kawa lub herbata w dłoń i zapraszam!



Poza sandałkami czy espadrylami, nie ma chyba innych butów kojarzących mi się bardziej z latem niż trampki ;) Stylówka zostaje nadal sportowa i dość luźna, ale w lżejszym wydaniu. Z tym, że o ile z reguły nie mamy probemu aby wydać więcej a dobre buty do biegania, w których wykorzystano super nowoczesną piankę czy żelowe wkładki, o tyle za buty będące połączeniem materiału i gumy - zapala nam się trochę czerwona lampka. No bo czy trampki są naprawdę tyle warte? Z marką Converse znam się osobiście o kilku lat, moja pierwsza para, którą nadal noszę, ma ich już ponad 4. Dlatego też chciałabym dzisiaj rozwiać kilka kwestii i opowiedzieć Wam, czy moim zdaniem warto wydać więcej na trampki.

Jak wspomniałam, moje pierwsze Conversy są już ze mną ponad 4 lata i nadal mają się naprawdę nieźle. Oczywiście nie będę oszukiwać, że wyglądają jak nowe albo że kolor nie uległ zmianie, bo tak nie jest, ale mimo to, biorąc pod uwagę czas oraz częstotliwość, z jaką je noszę, ich stan wydaje mi się nadzwyczaj dobry. Drugą parę nabyłam rok później i gdyby nie to, że ostatnio władowałam je do wybielacza który działa zbyt dobrze, ich stan byłby napawdę genialny jak na taki czas użytkowania.

Jak o nie dbam? Jeżeli chodzi o sam materiał, to czasem czyściłam je po prostu gąbką czy szczoteczką i zwykłym proszkiem do prania, ale pranie ręczne generalnie się u mnie nie sprawdziło. Nie da się wtedy dobrze butów odsączyć z wody, przez co bardzo długo schną. Dlatego też, mimo że producent tego nie poleca, swoje trampki piorę po prostu w pralce i zupełnie nic złego im się po tym nie dzieje, a bardzo ładnie się dopierają. Należy tylko pamiętać, żeby prać je bez sznurówek (inaczej języki i okolice szluwek się nie dopiorą) oraz o suszeniu ich w zacienionym miejscu, tak żeby kolor nie zbladł. Po kilku praniach kolor butów staję się delikatniejszy, ale zdecydowanie wolę to niż brudne buty ;) Co do gum, to u mnie najlepiej sprawdza się Cleaner, którego używam do paznokci, ewentualnie zwykły zmywacz. Aceton jest zbyt mocny i potrafi "zabrać" również kolor z gum, dlatego bardziej polecam Cleaner, który po przetarciu wacikiem zostawia gumy idealnie białe. Sznurówki natomiast polecam prać osobno i wymoczyć je najpierw w dobrym wybielaczu (o ile są białe, ale w większosci modeli są), a następnie wrzucić do pralki z innymi rzeczami.

Jak wspomniałam, takie pranie zupełnie nie odbiło się na stanie butów, a delikatne spranie koloru mi mocno nie przeszkadza. Przez tyle lat użytkowania nic mi się nie porozklejało, nic nie podarło itp, a w przypadku trampek za 40-50zł z sieciówek obuwniczych, jakie nosiłam np w gimnazjum, buty musiałam zmieniać co 2-3 miesiące przy zwykłym użytkowaniu. Przy okazji w taki sposób łatwo też poznać podróbę Conversów - raz za młodu skusiła mnie niższa cena na Allegro i miałam - popękane gumy po trzech dniach zwykłego chodzenia po ulicy! Dlatego już jeżeli macie ochotę na Conversy, polecam Wam sprawdzone sklepy ;) Moja najnowsze dwie pary, całkowite klasyki bo w kolorze bieli i czerni, mam ze sklepu Footway i muszę przyznać, że szybkość obsługi tego sklepu jest niesamowita. Zamawiając buty w poniedziałek około południa, po godzinie 15 zostały wysłane ze Szwecji i następnego dnia ok 13 były już u mnie. Zdecydowanie nasi krajowy przewoźniy mogli by brać z nich przykład ;)


Urlopy to idealny czas na nadrabianie zaległości książkowych i serialowych, więc chciałabym Wam przypomnieć kilka moich ulubionych typów w tym temacie. 

O Bates Motel wspominałam Wam już wielokrotnie ale to nadal jeden z moich faworytów, którym moim zdaniem koniecznie trzeba obejrzeć. Wiem, że nie każdemu się podoba, choć nie wiem jak to możliwe ;) ale ta mroczna historia będąca prequelem klasyka - Psychozy Hitchocka - jest po prostu genialna. Fabuła, rosnące napięcie, ciągłe zwroty akcji, klimat, gra aktorska. No po prostu wszystko w tym serialu uwielbiam i pochłonęłam go w zeszłym roku bardzo szybko, więc jeżeli lubicie takie niecodzienne klimaty, trochę psychologii i horroru w jednym, to koniecznie musicie poznać Bates Motel. 

Sposób na morderstwo niektórzy przyrównują do dr Housa, ale w kwestii prawa a nie medycyny. Mamy tutaj do rozwiązania sprawę w każdym odcniku oraz jednoczesny wątek przewijający się przez cały sezon - c odcniek dowiedujemy się trochę więcej. Akcja momentami dzieje się bardzo szybko, dużo kłamstw i niedopowiedzeń, często nie wiadomo komu wierzyć. Bohaterowie raz zyskują naszą przycylność, żeby zaraz ją stracić. Fabuła bardzo nieszablonowa, nie jest to typowy serial, w którym od razu domyślamy się zakończenia, nawet w 3 czy 4 sezonie potrafi nas mocno zaskoczyć. Serial idealny dla fanów seriali związanych z prawem, ale też takich, przy których nie da się nudzić.

Ania, nie Anna. Ach, cóż to jest za serial! Ciepły, wzruszający, przypominający mi dzieciństwo i "starą" wersję Ani która leciała w niedzielę w tv ;) Aktorzy są dobranie wręcz idealnie, klimat jest cudowny i odcinki uciekają niewiadomo kiedy. Jeżeli więc macie ochotę na oskocznię od seriali związanych z polityką, prawem czy zjawiskami nadprzyrodzonymi, ta "zwykła" Ania będzie idelna i na pewno Was w sobie rozkocha ;) Kilka dni temu pojawił się drugi sezon, który właśnie kończę, i jest tak samo cudowny jak pierwszy. Z niecierpliwością czekam na kolejne!

Na koniec nowinka, Alienista, którego dopiero co obejrzałam. Czasy końca XVIII wieku, morderca dzieci i alienista, czyli psycholog tamtejszych czasów. Wraz z kilkoma innymi osobami próbują złapać osobę, która dopuszcza się makabrycznych zbrodni. Świetnie zbudowany klimat, rosnące napięcie, aż do końca fabuła zwodzi nas i pozwala myśleć, że wiemy kto za tym stoi. Ale wcale tak nie jest, zakończenie nie jest przewidywalne. Sezon ma tylko 10 odcinków, więc oglądanie idzie naprawdę szybko. Dla fanów zbrodni, psychologii i dobrego klimatu będzie idealny.


Na koniec chciałam Wam jeszcze dać znać, że autorka słynnej Zaginionej dziewczyny, doczekała się kolejnej ekranizacji swojej książki. Tym razem na ekranach zobaczymy Ostre przedmioty, ale nie w postaci filmu, a właśnie serialu. Muszę przyznać, że zwiastun jest naprawdę zachęcający i sama chętnie go obejrzę, jak będzie już u nas dostępny. Znacie panią Gillian Flynn i jej książki?


Nie byłabym sobą, gdybym nie wplotła tutaj jeszcze czegoś kosmetycznego, dlatego chciałabym Wam jeszcze na koniec wspomnieć o pędzlach, które od kilku miesięcy podbijają moje makijażowe serce ;) Mowa tu o MBrush, pędzlach które wyszły spod rąk Maxineczki. Nie dość że wyglądają przepięknie, to są to zdecydowanie najmilsze pędzle, jakie kiedykolwiek miałam. Posiadam aktualnie trzy modele w czarnej wersji, ale zdecydowanie mam ochotę na więcej. Pędzel 02 to mój ideał do konturowania twarzy. Ta kuleczka idealnie pasuje do kształtu policzka i pięknie rozciera bronzer czy odrobinę różu. Modele 05 i 11 to dwa puchacze do rozcierania cieni, ale często nakładam też nimi coś na całą powiekę, jeżli chcę to zrobić szybko. Są mięcutkie i zupełnie nie drapią delikatnej powieki, zostawiając na niej chmurkę koloru. Czarno-złote trzonki wyglądają niesamowicie elegancko, a ich stosunkowo niewielka długość jest bardzo wygodna w użytkowaniu. Po licznym praniu włosie nadal zachowuje swoje właściwości, nie wypada i nie staje się sztywne. Wiem też, że początkowo logo zmywało się po jakimś czasie z pędzla, ale to podobno zostało poprawione i u siebie nie widzę tego zupełnie, jedynie oznaczenia numerowe bardzo delikatnie zbladły. Muszę przyznać, że seria burgundowa jest chyba jeszcze piękniejsza, ale jako że zaczęłam już od czerni, to pewnie przy niej pozostanę, bo marzy mi się komplet do pełnego makijażu.

A jak tam Wasz tydzień? Mam nadzieję że wypoczywacie i korzystacie ze słońca, które zdecydowało się do nas wrócić ;)

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.