Perełki czerwca - Alkemie, Rapan Beauty i Coleur Caramel
Jeżeli czytacie moje niedzielne wpisy to wiecie, że czerwiec był dla mnie miesiącem egzaminów, zaliczeń i wszelkich obowiązków związanych z uczelnią, dlatego też moja pielęgnacja czy makijaż były bardzo proste i sprowadzały się w zasadzie do niezbędnego minimum. W tym czasie nie testowałam zbyt wielu nowości, ale mam Wam do pokazania trzy produkty zdecydowanie godne uwagi - wielofunkcyjny olejek, fajną maseczkę i mozaikę do konturowania, która pięknie ożywia cerę.
O marce Rapan Beauty już kiedyś słyszałam, ale to moje pierwsze spotkanie z ich kosmetykami. Glinki kocham od dawna, nieraz już Wam o nich pisałam, i szczerze mówiąc nie sądziłam, że jakaś maseczka na nich bazująca będzie mnie w stanie zaskoczyć. Ale się myliłam, bo tej tutaj się to udało! Moja wersja dedykowana jest skórze tłustej i mieszanej (czyli dokładnie takiej, jaką posiadam) i poza bazową glinką żółtą, mamy tutaj również wegański śluz ze ślimaka (kompleks roślinnych ekstraktów mający takie samo działanie) oraz obco brzmiące maqui berry, które jest źródłem właściwości antyoksydacyjnych w tej maseczce. Taka kompozycja składu sprawia, że maseczka działa jeszcze lepiej niż glinko nakładana solo, a do tego jest to już gotowy produkt, więc dla leniuchów idealnie ;) A jakich efektów możemy się po niej spodziewać? Cera jest przede wszystkim mocno oczyszczona, koloryt jest wyrównany, pory są lekko ściągnięte a skóra mocno wygładzona. To ostatnie mamy za sprawą samej formy maseczki, która jest jakby piaskowa. Glinka żółta nie jest tak delikatna i drobniutka jak np glinka biała, dlatego podczas zmywania tej maseczki robimy przy okazji lekki peeling naszek skóry. Dlatego też nie polecałbym tej maseczki w momencie gdy na twarzy występują zaognione, ropne zmiany, bo tylko je sobie rozdrapiemy. Nastomiast gdy cera jest zanieczyszczona, albo nasze niedoskonałości są pod skórą, może się okazać naprawdę pomocna.
Uniwersalny olejek do twarzy
Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie cery, na jakiej ten olejek mógłby się nie sprawdzić. Skin Suferfood marki Alkemie podpatrzyłam swego czasu u Olgi i od razu wiedziałam, że kiedyś będzie mój! Od razu powiem, że nie jest to tani kosmetyk, ale za to naprawdę bardzo wydajny. Ten maluch jest ze mną już dwa miesiące i nadal sporo go zostało. Produkt jest zamknięty w porządnej, szklanej buteleczce z dobrze działającą pipetą, a w środku znajdziemy wegański olejek, który dedykowany jest skórze zmęczonej lub z przebarwieniami. Niestety pozytywnego wpływu na moje przebarwienia na razie nie zauważyłam, ale zgadzam się że jest to fajny produkt dla skóry zmęczonej. Dosłownie 3-4 kropelki wystarczają na całą twarz (ja stosuję go tylko wieczorem) i rano skóra jest gładka, miękka i lekko uspokojona. Poza tym, jak już Wam pisałam tutaj, olejek ten świetnie mi się sprawdza jako niewielki dodatek do podkładu, który sam w sobie jest dla mnie trochę zbyt suchy. Dzięki niemu cały makijaż wygląda dużo lepiej, a sam olejek zupełnie nie wpływa na właściwości podkładu - nic się nie waży i trwałość nie jest gorsza niż normalnie. Tak jak wspomniałam, olejek ten wydaje mi się odpowiedni w zasadzie do każdej skóry, która potrzebuje trochę nawilżenia i takie małego kopniaka energii.
Swoją drogą mam w swojej łazience jeszcze dwa inne kosmetyki tej marki - macie może ochotę na jakąś zbiorczą recenzję?
Szybkie konturowanie jednym kosmetykiem
O tej mozaice (nr 30 marki Couleur Caramel) również już Wam wspominałam (klik) i musiałam ją tutaj umieścić, bo naprawdę sięgam po nią codziennie i za każdym razem podoba mi się efekt, jaki daje. Nieraz już Wam wspominałam, że nie używam na co dzień różu, a to dlatego że podkreśla on moje przebarwiania i zaczerwienione policzki. Ten kosmetyk to jednak połączenie różu i bronzera, dlatego zarówno kolor, jak i miejsce nakładania są trochę inne, dzięki czemu zachowane jest ożywienie skóry, jakie daje nam odrobina różu na policzkach, ale nie jest podkreślone to, czego bym nie chciała. Połączenie tych kolorów daje naprawdę śliczny, bardzo naturalny odcień na policzkach. Zazwyczaj nakładam go w miejscu odrobinę wyżej, niż konturowałabym policzki bronzerem, ale nie tak bardzo na środku gdzie nałożyłabym sam róż. Ta mozaika, kiedy się jej przyjrzymy, ma też w sobie rozświetlające drobinki, jednak na skórze zupełnie ich nie widać i całość wygląda raczej matowo. Mi osobiście bardzo to odpowiada, bo wolę dodać trochę rozświetlacza niż mieć błyszczące pół policzka ;) Jedynym miusem jest dość spore pylenie się po kontakcie z pędzlem, przez co niestety część produktu się zwyczajnie marnuje, ale poza tym nie zauważyłam niczego więcej.
Znacie coś z moich ulubieńców? Koniecznie dajcie znać co Was ostatnio zachwyciło, może sobie coś podpatrzę!
Brak komentarzy: