Co za tydzień! Kosmetyki Coleur Caramel, lustro, biała sukienka z Zary, nowości ubraniowe z sieciówki i torebka-koszyk
Kochani bardzo bym Wam chciała podziękować za miłe przyjęcie mojego poprzedniego wpisu! Daliście mi motywacyjnego kopniaka i dzisiaj przychodzę z kolejnym, tygodniowym misz-maszem. Chcę Wam opowiedzieć o nowej kolorówce, którą ostatnio testuję, moim spełnianiem się w urządzaniu mieszkania (niestety jeszcze nie swojego, ale i tak mnie cieszy!) oraz pokazać Wam moje ostatnie zakupy ubraniowe. Wszystko jest z aktualnych kolekcji więc jeżeli coś Wam wpadnie w oko, będziecie mogły to jeszcze drować ;)
Jeżeli znacie mnie choć trochę, to doskonale wiecie że z makijażem nie szaleję ;) Będąc na spotkaniu Nature of Woman miałam okazję wybrać sobie coś z asortymentu sklepu Ekozuzu i zdecydowałam się na trzy kosmetyki marki Coleur Caramel, która ciekawiła mnie już od dawna. Wybrałam sobie tusz do rzęs z silikonową szczoteczką, beżowy cień do powiek oraz mozaikę do konturowania. I muszę przyznać, że moje wrażenie jest całkiem pozytywne! Opakowania zauroczyły mnie od razu, zdecydowanie te "kartoniki" kojarzą się z naturą ;) Ale nie o opakowaniu tutaj przecież chodzi, a o działanie. Tusz ma bardzo wygodną szczoteczkę, która ładnie podkreśla i rozczesuje rzęsy, nic nie jest pokejone czy zlepione. Wątpliwości mam jednak co do samej formuły tuszu. Bo o ile sam kolor jest ładny i ciemny, to niestety tusz dość łatwo się rozmazuje, a pod koniec dnia delikatnie się osypuje. Z tego co zauważyłam nie robi tego sam z siebie, ale ja mam mocno wrażliwe oczy, które często łzawią, a gdy tusz zetnie się z "wodą" to niestety się rozpuszcza. Nie schodzi od razu całymi strugami, ale płaczu na pewno by nie przetrwał. Mimo to jak na razie w codziennym użytkowaniu całkiem mi się podoba, bo ładnie podkreśla rzęsy i z pewnością będę testować go dalej.
Natomiast co do mozaiki nie mam jak na razie żadnych uwag. Być może kojarzycie wpis z moim codziennym makijażem, gdzie mówiłam, że do konturowania używam jedynie bronzera oraz ewentualnie rozświetlacza, a różu nawet żadnego nie posiadam. Wszystko przez przebarwienia które mam na policzkach - nakładany róż mam wrażenie, że tylko je podkreśla. I właśnie dlatego tak się z tą mozaiką ostatnio polubiłam. Ma w sobie odcienie zarówno broznów jak i różu, co w połączeniu (mieszam je pędzlem) daje efekt ładnego ożywienia cery, ale przez nakładanie dalej od środka policzków nie podkreśla tych czerwonych plamek. Niestety dość mocno się sypie po zetknięciu z pędzlem, przez co trochę kosmetyku się marnuje, ale poza tym jak na razie wad nie widzę ;)
Jeżeli chodzi o matowy cień, to jak na razie sprawdza się dobrze. Ma ładny, żółtawy kolor. Użyłam go jednak dopiero kilka razy a to jeszcze za mało, abym mogła podzielić się szerszą opinią ;)
Wszystkie produkty na pewno będę używać nadal i jeżeli macie ochotę, to dam Wam znać za jakiś czas, czy zmieniłam na ich temat zdanie. Na ten moment jestem jeszcze bardziej zaciekawiona marką i zwłaszcza podkłady oraz matowe pomadki do ust mam na oku.
W tym tygodniu, a wręcz pod jego koniec, w końcu udałam się kupić lustro! I nie myślcie o mnie źle, nie jestem osobą która ciągle się przegląda i siedzi wpatrzona w siebie godzinami, jednak czasem naprawdę fajnie jest sprawdzić, jak wygląda całość! Nie miałam tego komfortu od prawie dwóch miesięcy i dopiero przez ten czas zauważyłam, że to wcale nie jest bez znaczenia czy to lustro w domu jest. Oczywiście mam lusterko którego używam do makijażu oraz mamy niewielkie lustro w łazience, ale to nie to samo. Zdecydowałam się na prosty, biały model z Ikei, który posiada małą półkę na dole. Podoba mi się, że poza samym lustrem jest tu odrobina miejsca do przechowywania, bo w małym mieszkaniu nawet takie szczegóły mogą zrobić różnicę. Szykujcie się więc na mirror selfie!
Mam wrażenie, że w tym roku szczególnie Instagram oszalał na punkcie białych sukienek z Zary. Co trzecia osoba, która wstawia zdjęcie w sukience, oznacza ją właśnie tą sieciówką. Nie jestem fanką strony internetowej tego sklepu, bo zamieszczane tam zdjęcia produktów zupełnie do mnie nie trafiają, ale oglądając kolejne modele na dziewczynach, które obserwuję, musiałam sprawdzić co tam ciekawego mają. Niestety przez tą popularność większość modeli ciągle jest wykupiona, bądź dostępne są tylko pojedyńcze rozmiary. Udało mi się jednak upolować jedną sztukę i to, co podoba mi się w niej najbardziej, to długość. Jeżeli podobnie jak ja wzrostem specjalnie nie grzeszycie i w za długich sukienkach czujecie się jak własna ciotka, to polecam Wam przymierzyć właśnie któryś z tegorocznych modeli. Ja mam 160cm i dla mnie jest to długość idealna - wszystko zakrywa, ale jest przed kolano. Podoba mi się też fakt, że mimo iż jest mocno dziewczęca, można ją wystylizować zarówno bardziej elegancko, jak i casualowo. Na oku mam jeszcze jeden model, tym razem czysto-biały (ten jest delikatnie kremowy), ale jak na razie nie mogę trafić na swój rozmiar.
Zostając w temacie nowości ubraniowych, chciałam Wam pokazać jeszcze kilka bluzeczek, idealnych na ostatnie upały i nadchodzące lato. W tym roku bardzo pozytywnie zaskoczył mnie House, bo naprawdę duża część ich letniej kolekcji mi się podoba. Oczywiście ciuchy z sieciówek nie są z reguły najwyższej jakości i bardziej podstawowe modele staram się kupować lepsze gatunkowo, natomiast takie koszulowe fasony jak dotąd bardzo dobrze mi się sprawdzają i z reguły nic złego się z nimi nie dzieje (szwy się nie przekręcają tak jak w bawełnianych bluzkach). Przechodząc do sedna, jak pierwsza w oko wpadła mi oversizeowa bluzka z kolorowymi chwościkami i rozszerzanymi rękawami. Dostałam nawet o nią sporo pytań po publikacji zdjęcia na Instagramie (a samo zdjęcie znalazło się nawet na profilu marki - klik). Moje drugie podejście zaowocowało natomiast zakupem trzech rzeczy. Od pierwszego wejrzenia w oko wpadła mi bluzeczka typu "cold arms" o pięknym, wakacyjnym wzorze w połączeniu różu i zieleni. Podobnie jak poprzednia ma rozszerzane rękawy, choć tutaj mamy już wszsytkie rozmiary. Materiał jest delikatny i lekko prześwitujący, na upały idealny. Ostatnie dwie sztuki to dwa kolory tego samego modelu. Od jakiegoś czasu szukałam już prostych topów na ramiączka, które będą ze zwiewnego materiału i te leżą naprawdę ładnie, dlatego zdecydowałam się wziąć od razu biały i czarny. Będą pasowały do wszsytkiego, a podwójne ramiączka bardzo łądnie prezentują się na plecach.
Na koniec coś, czego szukałam już około dwóch miesięcy. Moda na wiklinowe torebki pojawiła się już w zeszłym roku, ale wtedy mnie nie kupiła. Natomiast w tym roku w sklepach pojawiło się dużo torebek plecionych czy rattanowych, a to już mi wpadło w oko. Wiem, że sporo tego typu modeli ma w swojej ofercie Zara, ale nie mam jej nigdzie po drodze, a nie chciałam zamiawiać w ciemno. Początkowo nastawiałam się na model ze sklepu Mohito, który pojawił się w ofercie jakiś czas temu, ale na żywo zupełnie mi się nie spodobała. Natomiast sklep ostatecznie mnie nie zawiódł, bo model na jaki się zdecydowałam jest właśnie stamtąd, pojawił się natomiast w ofercie później. Chciałam, żeby nie była to ani malutka torebka, ani wielka torba jak na zakupy. Do tego chciałam, żeby miała zamek lub zatrzask, bo te całkowicie otwarte jakoś do mnie nie przemawiają. No i miała być oczywiście pleciona. I właśnie taki model udało mi się kupić. Nie mam pojęcia jak będzie wyglądała "trwałość" tej torebki ale na ten moment bardzo podoba mi się wizualnie i posiada wszystkie cechy, jakich szukałam - jest pleciona, bardzo leciutka, nie za duża i nie za mała a do tego na zatrzask, a i nawet mała kieszonka się w środku znalazła. Coś czuję, że będzie świetnie wyglądała z letnimi stylizacjami!
Koniecznie dajcie mi znać czy takie ubraniowe wstawki od czasu do czasu Was interesują, czy może powinnam sobie darować ;) No i dajcie znać co ciekawego u Was słychać!
Brak komentarzy: