Co za tydzień! Mój sposób na podkład BareMinerals, promocja w Sephorze, oczyszczanie skóry, polecenia kulturalne i domowa wishlista
Oj, to nie był przyjemny tydzień. Sesja i związane z nią zaliczenia, projekty i egzaminy zdecydowanie nie należą do najprzyjemniejszej części studiowania. Powoli wpadam w rytm małej ilości snu zamienionej na dużą ilość kawy, ale mam nadzieję że chociaż nie pójdzie to na marne. Ze względu na naukę czasu wolnego miałam bardzo mało, a więc i moja pielęgnacja czy makijaż ograniczały się tylko do najpotrzebniejszych rzeczy, ale mimo tego mam Wam to i owo do opowiedzenia.
Sposób na podkład BareMinerals
Jakiś czas temu pojawił się wpis z aktualizacją mojego codziennego makijażu i pokazywałam Wam tam podkład, którego aktualnie używam. Jest to też aktualnie jedyny podkład jaki w ogóle posiadam, dlatego też, że nie zawsze wyglądał na skórze dobrze, był dla mnie mocno uciążliwy. Mowa tutaj o Bare PRO marki BareMinerals (która swoją drogą wycofuje się własnie z Polski), który mam w odcieniu 03 Champagne. Jest to piękny, beżowo-żółty odcień idealny do jasnej cery, więc tym bardziej mi zależało, żeby dobrze się spisywał. Jego krycie określiłabym jakoś dobre średnie, na pewno nie jest pełne, ale można go lekko stopniować. Na początku nasze relacje były dość burzliwe. Jednego dnia wyglądał pięknie, drugiego ciastkował się, podkreślał pory i generalnie wyglądał mocno sucho. Problem miałam również z jego ładnym rozłożeniem na skórze - dodając kolejną wartwę w dane miejsce, podkład jakby znikał spod spodu i zaczynał robić się prześwit. Trochę więc pokombinowałam i w końcu udało mi się go trochę ujarzmić. Co do drugiego problemu, pomocne okazało się odczekanie chwili po wyciśnięciu go na dłoń. Teraz czekam minutkę i dopiero wtedy nakładam go gąbeczką na twarz. Dzięki temu podkład odroginkę już zaschnie, przez co krycie już przy jednej wartwie jest lepsze i nie migruje tak po twarzy podczas stemplowania. Co do kwestii suchości, a przez to podkreślania porów i załamań skóry, zaczęłam walkę z dwóch stron. Najpierw, na mój codzienny krem pielęgnacyjny, nakładam dodatkowo warstwę rozświetlającego kremu Glow marki Resibo (omijam jedynie środek czoła). Drugi krok to dodanie do porcji podkładu kropelki olejku (konkretnie wspomagam się olejkiem Skin superfood od Alkemie), dzięki czemu nie jest już taki suchy. To połączenie sprawia, że podkład prezentuje się dużo ładniej i naturalniej, a także przestał mi płatać takie figle. Nie wiem na ten moment czy kupiłabym go ponownie, ale na pewno lepiej nam się teraz współpracuje ;)
Promocja -20% w Sephorze
Nie pokażę Wam tutaj żadnych szalonych zakupów, gdyż jak na razie nic nie kupiłam. Od stycznia mam jednak kartę podarunkową, którą chciałabym w końcu wykorzystać, ale wciąż nie wiem na co się skusić ;) Aktualna promocja tym bardziej mnie kusi, żeby w końc coś sobie sprawić i na oku mam kilka produktów, ale jeżeli macie może coś naprawdę godnego polecenia, to bardzo chętnie poznałabym Wasze typy! Sama jak na razie myślałam o bardzo polecanym podkładzie ze Smashboxa Stusio Skin (musiałabym jednak najpierw sprawdzić czy jakiś kolor by mi pasował), toniku złuszczającym z Pixie, błyszczyku powiększającym usta marki Sephora (do osób które go posiadają - bardzo szczypie w usta?), miniaturkach maseczek marki Origins, ewentualnie pełnej wersji jednej z nich, małej paletce cieni Zoeva lub nowym Beauty Blenderze, bo mój aktualny już powoli kończy swój żywot, a nie wyobrażam już sobie innej aplikacji podkładu płynnego niż gąbeczką. Tak więcej jeżli miałyście okazję używać któregoś z tych kosmetyków, lub może macie do polecenia jakieś hity z Sephory, to czekam na Wasze opinie ;)
Oczyszczanie skóry
Niestety z egzaminami łączy się nie tylko czas poświęcony na naukę, ale i stres, a jeżeli do tego dodać jeszcze duże ilości kawy i mało czasu na przygotowywanie sobie wartościowych posiłków, to niestety nic dziwnego, że cera zaczyna wariować. W ostatnich dniach trochę mnie wysypało, dlatego odstawiłam większość kosmetyków i na razie stawiam tylko na sprawdzone produkty. Dzisiaj chciałabym Wam jednak opowiedzieć o dwóch kosmetykach, które w ostatnim czasie służą mi do oczyszczania cery. Olejek do demakijażu marki Koi to jeden z moich zakupów, które zrobiłam na targach Ekocuda w Warszawie. Nie znałam dotąd tej marki, więc tym chętniej zdecydowałam się na ten produkt. I muszę przyznać, że sam olejek jest naprawdę bardzo fajny. Tam naprawdę jest to po prostu mieszanka olejków i w składzie nie mamy żadnego emulgatora, więc nie jest to jeden z tych kosmetyków, który można zmyć samą wodą. Konieczne jest tutaj użycie czegoś oczyszczającego i mi najlepiej się do tego sprawdza zwykłe mydło (aktualnie wykańczam ananasowe z Ministerstwa Dobrego Mydła). Olejek dobrze i szybko rozpuszcza makijaż, a po jego użyciu skóra jest czysta, ale nie ściągnięta. Kosmetyk ten ma jednak jedną, dużą wadę - opakowanie. To niestety najgorzej działająca pompka, z jaką miałam do czynienia. Pluje olejkiem na boki, przez co bardzo łatwo poplamić sobie ubranie (a doprać się nie chce, jedną bluzę musiałam przez to wyrzucić ;(( ). A więc ta dla olejku, ale nie dla opakowanie - zdecydowanie jest do poprawy!
Drugi produkt, który mi ostatnio towarzyszy w rutynie oczyszczania cery, jest żel do mycia twrzy Tołpa, który przywiozłam z Meet Beauty. I tu niestety potwierdza się nadal, że moja znajomość z tą marką bywa naprawdę różna ;) Dopiero co polecałam Wam ich świetny peeling enzymatyczny oraz maseczkę z węglem (klik), a tutaj na żel trochę ponarzekam. Lubię żele, które nie są mocno oczyszczające i nadają się do delikatnego oczyszczania twarzy rano, ale z reguły tego samego produktu używam również jako ostatni krok oczyszczania wieczorem. Żel z Tołpy jest aż tak delikatny, że w ogóle się nie pieni. I tutaj właśnie pojawia się mały problem. Aktualnie bardzo upodobałam sobie wieczorne mycie twarzy z pomocą szczoteczki Foreo (o czym pisałam Wam również tutaj), a zupełnie niepieniący się żel sprawia, że nie ma ona poślizgu ;) Oczywiście nie oceniam go jedynie przez pryzmat niedopasowania do urządzenia zupełnie innej marki. Jest jednak w mojej ocenie bardzo przeciętny, a do tego mało wydajny. Nie odradzam Wam go jakoś szczególnie, ale też i nie polecam.
Polecenia kulturalne - 7 metrów pod ziemią i musical Hamilton
Tak jak wspomniałam, czasu wolnego nie miałam ostatnio praktycznie w ogóle, ale w końcu czasem człowiek potrzebuje sobie zrobić przerwę i właśnie w taki sposób trafiłam na pierwszy kanał, który chciałabym Wam polecić. Podejrzewam że część z Was pewnie go już zna, ale być może tak jak ja do tej pory, jeszcze o nim nie słyszeliście. Mowa tu o kanale na YT - 7 metrów pod ziemią. Znajdziecie tam bardzo ciekawe wywiady, przeprowadzane w podziemiu pewnego biurowca - stąd właśnie nazwa kanału ;) Tematyka tych wywiadów jest niesamowicie ciekawa, więc jeżeli autentyczne historie a nie same suche fakty, bardziej do Was przemawiają, to polecam Wam serdecznie zajrzeć.
Drugą rzeczą, jaką chciałabym Wam polecić, to musical Hamilton. Niestety nie jest on u nas nigdzie wystawiany, ani nie znalazłam też wersji do obejrzenia w Internecie, ale polecam Wam bardzo samą muzykę, bo jest naprawdę świetna! Sam musical przedstawia historię Alexandra Hamiltona, a piosenki to połączenie typowo musicalowych nut z nowoczesnym rapem. Naprawdę rewelacyjnie się tego słucha i tutaj znowu, już sama nie wiem który raz, polecam Wam kanał Studio Accantus. To grupa szalenie zdolnych młodych ludzi, którzy nagrywają swoje wersje piosenek, zawsze w jęzku polskim. Do tej pory byłam zakochana w piosence otwierającej musical - Alexander Hamilton oraz Droga Teosiu (aktualnie zablokowana przez YT ;( ), ale moja miłość z tego tygodnia to dwia kolejne utwory z tego musicalu - Helpless i Satisfied. Koniecznie obie, bo jedna dopełnia drugą - moje nowe uzależnienie.
Domowa wishlista
Tydzień temu pochwaliłam Wam się nowym lustrem i bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie Wasza reakcja, bo w większości to ono przewijało się w komentarzach ;) Dlatego też, jako że sama wpadłam w wir urządzania i przeglądania meblowo-dekoracyjnych sklepów, pokażę Wam dzisiaj kilka moich typów do realizacji na najbliższy czas. Niedawno zmieniliśmy mieszkanie które wynajmujemy i to nowe nie miało w ogóle mebli, stąd takie wnętrzarskie szaleństwo. Większość mebli udało nam się już kupić, jednak nadal nie mamy kanapy ;) Biorąc pod uwagę wszsytkie za i przeciw zdecydowaliśmy, że możemy zostawić ten zakup na sam koniec i właśnie dlatego na razie jemy jeszcze biady w łóżku ;) Mam jednak nadzieję, że to już nie potra długo! Marzy mi się również nowe, trochę większe biurko, bo chociaż moje aktualne lubię, to niestety poza laptopem już za wiele się na nim jednocześnie nie zmieści, co czasem bywa problematyczne. Zakochałam się w podstawowym modelu marki Minko i mam nadzieję, że kiedyś będzie moje! Z tych jednak bardziej potrzebnych rzeczy, nadal brakuje nam jeszcze jakieś szafki na buty i prosty model z Ikei wydaje mi się fajnym rozwiązaniem, ze względu na swój stosunkowo niewielki rozmiar a całkiem niezłą pojemność. Z rzeczy już typowo dekoracyjnych chodzi mi po głowie jakaś stojąca lampa, złoty plakat oraz makrama. Od pierwszego wejrzenia zakochałam się też w doniczkach marki Umbra, choć nie ukrywam że bardzo ucieszyłby mnie jakiś tańszy zamiennik ;) I już na sam koniec - chciałabym w końcu zainwestować w jakąś porządną szkatułkę. Nie mam wiele biżuterii, bo już spory czas temu oddałam wszsytko czego nie nosiłam, zostawiając sobie tylko najbardziej ulubione dodatki, ale chciałabym mieć coś, gdzie mogłabym to przechowywać bez obawy o porysowanie, i gdzie nic nie będzie się kurzyło. Niestety większość modeli w sklepach jest srebrna, a mi ten kolor zupełnie nie pasuje do innych dodatków w mieszkaniu. Wolałabym coś kremowego lub z dodatkiem złota.
Mój tydzien był mocno napięty i dość stresujący, kolejny zapowiada się podobnie, ale mam nadzieję że u Was jest przyjemniej!
Brak komentarzy: